
(Cyber)Punk is not dead – Recenzja Cyberpunk 2077: Ultimate Edition
Ach, Cyberpunk 2077. Żadna chyba gra w ostatnich latach nie…
Ach, Cyberpunk 2077. Żadna chyba gra w ostatnich latach nie zaliczyła takich wzlotów i upadków jeśli chodzi o opinię graczy. Od ogromnego hype’u który towarzyszył jej zapowiedzi, poprzez absolutnie skopane wydanie wersji 1.0 pełnej bugów, niedoróbek i nieobecnych w grze funkcji, aż do wielomiesięcznej ciężkiej pracy zespołu deweloperskiego, który nie tylko poradził sobie z wszędobylskimi bugami, ale też dodał do gry wiele nowych możliwości. Cóż za jazda bez trzymanki. A teraz, po niemal pięciu latach od oryginalnej daty premiery, otwiera się kolejny rozdział – Cyberpunk na nowej konsoli Nintendo. Na szczęście, premiera na Switcha 2 nie przypomina w niczym katastrofalnego pierwszego wrażenia z 2020 roku.
Wstawaj, Samuraju!
W Cyberpunk 2077: Ultimate Edition na samym początku wybieramy dla naszej postaci jedną z trzech dróg – Korpa (korporacyjnego intryganta i speca od zadań specjalnych), Punka (ulicznego dzieciaka który zajmuje się różnymi zleceniami) lub Nomada (cyberpunkową wersję kochających wolność renegatów żyjących na obrzeżach miasta). Niezależnie od naszego wyboru, po krótkim prologu lądujemy na przysłowiowym bruku Night City – ogromnego, dusznego, futurystycznego miasta w którym zawsze wygrywa silniejszy, a sława i pieniądze są na wyciągnięcie ręki dla tych, którzy są wystarczająco zuchwali by po nie sięgnąć. Nasz bohater, V, razem ze swoim wieloletnim przyjacielem o imieniu Jackie, dostają po pewnym czasie zlecenie które wygląda nieco zbyt dobrze aby nie miało w sobie żadnych haczyków… I faktycznie, tym haczykiem okazuje się być to, że V kończy je z nowym głosem w swojej głowie. Głosem nikogo innego, a Johnnego Silverhanda – legendarnego terrorysty i edgerunnera, nieżywego zresztą od pięćdziesięciu lat. Na domiar złego nasz bohater wpada na czarną listę najpotężniejszej korporacji w Night City – Arasaki. A to dopiero początek jego kłopotów…
Witaj w Night City
Futurystyczne miasto robi niesamowite wrażenie. Przede wszystkim zdaje się ono być po prostu żywe. Zatłoczone ulice pełne są ludzi którzy w większości nie chcą mieć nic wspólnego z naszym łowcą nagród. Budynki pną się w górę, często zasłaniając niebo, a neony oślepiają jaskrawymi kolorami. Wchodząc w wypełniony parą z kratek wentylacyjnych zaułek nigdy nie wiemy, czy nie natrafimy na nielegalną transakcję której uczestnicy postanowią spróbować załadować nam do głowy kilka kulek ze swoich futurystycznych broni. Jadąc samochodem również możemy natknąć się na grupkę, która zamiast trzymać się zasad ruchu drogowego, skupia się na posłaniu nas do piachu – wtedy pozostaje nam albo uciekać, albo wyciągnąć pistolet i odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Oczywiście do tego wszystkiego należy dołożyć rozrzucone na mapie naprawdę niezłe zadania poboczne. Niektóre z nich są dość zabawne (robienie za karetkę dla faceta, który, z dość wybuchowym skutkiem, postanowił usprawnić swoją “męskość”), ale niektóre zabierają nas w miejsca dość mroczne i dające do myślenia (jak np. zadanie, w którym możemy wziąć udział w filmowaniu ukrzyżowania skazanego mordercy który niedawno się nawrócił – nic dziwnego, że gra ma na pudełku 18+!). Nie bez znaczenia jest tu też świetna gra aktorska. Mamy tu prawdziwe gwiazdy jak Keanu Reeves czy Idris Elba – oboje dają z siebie wszystko, a nie tak jak to czasem bywa, traktują występ w grze to jako drugorzędny sposób na dorobienie do kolejnego odrzutowca. To wszystko składa się w obraz pulsującej, pełnej życia i śmierci metropolii w której nawet prosty przejazd z punktu A do punktu B potrafi być ekscytujący i pełen niespodzianek.
Możesz być kimkolwiek chcesz
Żadna szanująca się gra RPG nie może obyć się bez systemu rozwoju postaci. Ku mojemu niemałemu zdziwieniu został on całkowicie przebudowany od czasów premiery. W mojej ocenie, wyszło to grze stanowczo na plus. Choć ten który został nam zaserwowany w 2020 roku też nie był fatalny, obecny naprawdę jest z najwyższej półki. Mamy do wyboru 6 podstawowych atrybutów (opanowanie, zdolności techniczne, refleks, inteligencja, budowa ciała i relic – ten ostatni odblokowujemy dopiero w dodatku Phantom Liberty). Zainwestowane w nie punkty odblokowują nam, oprócz zwiększenia statystyk jak punkty życia, czy szansa na atak krytyczny, możliwość kupowania umiejętności. Każda z nich w widoczny sposób wpływa na rozgrywkę – jedną z moich ulubionych jest np. możliwość odbijania pocisków kataną w stronę strzelających do nas przeciwników. Postać którą grałem była skupiona właśnie na walce w starciu i obijaniu strzałów do szyjących do mnie przeciwników, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby stworzyć skrajnie innego V. Haker który jest w stanie zabić wszystkich w budynku nawet do niego nie wchodząc? Pewnie. Sniper potrafiący położyć przeciwników z 300 metrów? Oczywiście. Mięśniak-solo który biega z ciężkim karabinem maszynowym? Żaden problem. Ninja który pozostaje niewidoczny dla przeciwników i posługuje się rzucanymi nożami? Jeszcze jak! A to wszystko nie koniec, bo naszą postać możemy również wyposażyć w skrajnie różne implanty cybernetyczne. Mamy ich do wyboru całe zatrzęsienie. Moim faworytem jest bez wątpienia Sandevistan, który potrafi spowalniać czas – doskonale pasuje on do mojego wspomnianego wyżej builda z kataną. To wszystko składa się na system rozwoju który jest nie tylko niesamowicie satysfakcjonujący, ale też niezwykle unikalny.
Neonowy blichtr
Jak wspomniałem wyżej, miasto i świat Cyberpunka jest zaprojektowany w świetny sposób. Wszystko byłoby jednak na nic, gdyby Switch 2 nie radził sobie z wymaganiami graficznymi. Na szczęście, radzi sobie. I to zaskakująco dobrze. Cyberpunk 2077 wygląda wprost fenomenalnie. Przez cały czas gry po prostu nie mogłem wyjść z podziwu, że magikom z CD Projekt Red udało się wycisnąć ze skromnego tableciku tak świetnie wyglądającą grę. Wchodząc do jednego z wielu barów oświetlonych neonami i zamglonych dymem z papierosów po prostu nie sposób zbierać szczęki z podłogi. I choć o 60FPS możemy zapomnieć, a na PC z wysokiej półki gra na pewno wygląda jeszcze lepiej, to i tak jest to szokujące dokonanie. W pewnym sensie nie sposób myśleć o tym jako o końcu pewnej ery. Granie na pierwszym Switchu w gry multiplatformowe zawsze było swego rodzaju kompromisem, gdzie grafika lub płynność rozgrywki (lub częściej, oba te aspekty) wołały o pomstę do nieba. Cyberpunk pokazuje, że dzięki technologiom DLSS i VRR na Switchu 2 gry mogą działać i wyglądać niesamowicie. Na uwagę też zasługuje fakt, że twórcy gry dają nam możliwość grania w trybie Quality lub Performance. W tym pierwszym grafika jest nieco lepsza, ale gramy w 30 FPS; w tym drugim natomiast przy minimalnym spadku jakości możemy celować w 40 FPS. Choć raczej w graczach PCtowych wzbudzi to jedynie uśmiech politowania, na konsoli przenośnej będącej de facto tabletem to naprawdę solidny wynik. I choć kilka razy zdarzyły mi się pewne spadki FPS, głównie przy szybkiej jeździe motorem przez Night City, to i tak mamy do czynienia z naprawdę solidną robotą.
Port z cyberwszczepami
Nawet pomijając na moment kwestie graficzne, widać wyraźnie, że port na switcha nie jest tylko szybkim sposobem na podreperowanie budżetu CD Projektu. Wydanie na konsolę Nintendo posiada szereg unikalnych funkcji których na próżno szukać w innych wersjach. Zaczynając od najbardziej oczywistych, Cyberpunk 2077: Ultimate edition pozwala na korzystanie z ekranu dotykowego. Jest to szczególnie wygodne przy nawigowaniu przez przeróżne ekrany menu czy mapy. Mamy też oczywiście tutaj celowanie za pomocą żyroskopu, zarówno kiedy gramy Joyconami, jak i Pro Controllerem. Naprawdę ciekawie jednak robi się jednak przy grze na “rozłączonych” Joyconach. CD Projekt zafundował nam właściwie pełne motion controls. Możemy za ich pomocą np. wykonywać ataki wręcz (machnięcie joyconem w dół) i ich wzmocnione wersje (należy wtedy przytrzymać Joycon w górze i opuścić po kilku sekundach); przeładowywać broń (przechylając prawy joycon w bok) czy leczyć się (lewy joycon w górę, jak przy wypijaniu czegoś z kieliszka). Z miejsca przypominają się czasy złote czasy Wii! Najdziwniejszym chyba sposobem obcowania z Cyberpunkiem jest tryb myszki – faktycznie działa to całkiem nieźle i pozwala na bardzo precyzyjne sterowanie o którym możemy tylko pomarzyć na padzie, choć przyznam szczerze, że w tym trybie spędziłem najmniej czasu. Granie w ten sposób wymaga nieco specyficznego setupu i nie jest jakoś nadmiernie wygodne przy graniu na dużym TV. Niewątpliwym plusem jest też to, że wersja na Switcha 2 wspiera cross-save, dzięki czemu możemy np. zacząć grę na Nintendo, a potem przenieść się na PC i vice versa. Naprawdę chylę czoła przed CD projektem – widać, że port na Switcha 2 faktycznie stara się maksymalnie wykorzystać nowe możliwości konsolki.
Switchowy port Cyberpunka 2077 to wspaniały sposób na poznanie tego genialnego tytułu. Zabranie ze sobą takiego tytułu w podróż to sama przyjemność. Sama gra, po latach usprawnień, jest genialnym symulatorem życia najemnika w futurystycznym mieście, gdzie ludzkie życie warte jest niewiele więcej niż kilka eurodolarów. Jest to też swego rodzaju wyzwanie rzucone innym twórcom gier. Skoro już na premierę CD Projekt potrafił wypuścić tak dużą i świetnie sportowaną grę, to wydawcy nie mają już wymówek, że ich porty na konsolę Nintendo są do niczego. Dla osób które nie miały jeszcze okazji poznać świata Cyberpunk, jest to pozycja OBOWIĄZKOWA.
Cena w eshopie: 269,99 PLN
Podziękowania od CD Projekt za dostarczenie gry do recenzji.

Redaktor
Zimny
Fan gier indie, strategii, RPG, Nintendo i wszystkiego co ma związek z retro gamingiem. Swego czasu współtworzyłem jedną z największych polskich stron o jRPG. Z wykształcenia jestem anglistą, a w “prawdziwym życiu” pracuję nad przeróżnymi projektami IT.