Czy ktoś kiedyś marzył o fantasy rouge-lite, w którym przebija się przez hordy przeciwników za pomocą kulek? Jeśli tak, to Ball x Pit spełni dokładnie tę zachciankę. W grze panuje ciągły chaos, pełno tu efektownych eksplozji, przeciwników oraz lecących pocisków. Pytanie brzmi tylko, czy taka mieszanka wystarczy, by zatrzymać gracza na dłużej. W tej recenzji spróbuję na to odpowiedzieć i podzielę się pierwszymi wrażeniami z rozgrywki.

Ballbylon upadł, czas go odbudować
Nasza przygoda zaczyna się w momencie, gdy tajemniczy obiekt spada z nieba prosto na tętniące życiem miasto. Po wszystkim zostaje jedynie ogromny krater, a łowcy skarbów bez wahania ruszają w nieznane, licząc na szybki zarobek. To właśnie nimi kierujemy i staramy się dotrzeć do źródła całego zamieszania. Trzeba jednak podkreślić, że rozgrywka nie stawia na fabułę. Gra skupia się przede wszystkim na czystej akcji. Nie dowiemy się, skąd pochodzi zagrożenie, a finał pozostawia gracza z poczuciem niedosytu i bez konkretnego wyjaśnienia.
Główny rdzeń zabawy polega na przemierzaniu kolejnych pięter, na końcu których czeka boss. Styl rozgrywki wyraźnie nawiązuje do klasycznego Arkanoida. Nasza postać wystrzeliwuje kulki w stronę przeciwników rozmieszczonych na blokach przypominających geometryczne platformy. Jeśli podejdziemy za blisko lub pozwolimy im dotrzeć do dolnej części ekranu, otrzymujemy obrażenia. Gdy zginiemy, podejście uznajemy za nieudane. A takie sytuacje zdarzają się często.

Naście bohaterów oraz dziesiątki kulek i kombinacji
Oprócz standardowych piłek, które zadają obrażenia, mamy też dostęp do ich specjalnych wariantów. Zadają one więcej szkód i oferują dodatkowe właściwości. Wraz z postępem odblokowujemy nowe możliwości, a razem z nimi ewolucje znacząco zwiększające potencjał bojowy. Podczas jednej wyprawy zbieramy doświadczenie z pokonanych wrogów. Pozwala ono wybrać nagrodę w formie specjalnych kulek lub przedmiotów zapewniających pasywne bonusy. Zebrane elementy można ulepszać w trakcie gry. Po osiągnięciu maksymalnego poziomu dokonujemy fuzji lub ewolucji. Fuzja łączy moce dwóch piłek, natomiast ewolucja tworzy zupełnie nowy wariant o wyjątkowych efektach.
Mamy jednak ograniczone miejsce na zdobywane elementy. Mechanika fuzji oraz ewolucji pozwala zwolnić sloty i zrobić miejsce na kolejne zbrojenia, co otwiera drogę do jeszcze ciekawszych konfiguracji. Losowość jest tu codziennością. Ulepszenia otrzymujemy losowo, co potrafi zniweczyć idealny plan, ale jednocześnie zachęca do eksperymentowania. Kombinacji jest mnóstwo, dzięki czemu każdy może stworzyć swój ulubiony build. Oprócz właściwości samych kulek duże znaczenie mają też bohaterowie. Każdy zdobywa doświadczenie podczas rozgrywki i wspomaga statystyki, które wpływają na liczbę wystrzeliwanych pocisków, zadawane obrażenia czy pojemność paska zdrowia. Część bohaterów potrafi wręcz zmienić zasady działania gry. Dobrym przykładem jest łowca potrafiący spowolnić akcję i przekształcić walkę z czasu rzeczywistego w rozgrywkę turową.


Przyjemne doświadczenie
Miło się zaskoczyłem, gdy zobaczyłem, jak wiele możliwości oferuje rozgrywka. Rzadko kończyłem podejście z takim samym zestawem kulek. Często musiałem dostosować się do sytuacji, co zmuszało mnie do myślenia i szukania nowych ewolucji. Całość jest dynamiczna i nie daje chwili wytchnienia. Jest w tym coś uzależniającego – latające po ekranie elementy oraz niszczący się wrogowie zapewniają sporą dawkę satysfakcji. Tak było również w moim przypadku. Wciągałem się w każdą serię, a dzięki rozsądnemu czasowi trwania jednej sekcji nie czułem zmęczenia. Po każdej próbie można złapać oddech i przejść do kolejnego etapu, czyli budowania własnej bazy.
Próg wejścia jest tu bardzo niski. Zasady są proste – eliminuj przeciwników i sam staraj się przeżyć. Sterowanie pozostaje intuicyjne i nie sprawia żadnych trudności. Dzięki temu Ball x Pit świetnie sprawdza się nawet wtedy, gdy mamy jedynie kwadrans wolnego czasu. Tyle zwykle wystarcza, by wykonać jedno podejście. Gra pozwala też przyspieszyć tempo, co dodatkowo skraca długość sesji. Na każdym piętrze pojawiają się również specjalne tryby, które obniżają licznik czasu, przez co wrogowie szybciej się skalują. Zadań jest naprawdę sporo, jeśli chcemy ukończyć grę w stu procentach. Dotyczy to także przejścia jej każdą z dostępnych postaci łowców skarbów.

Nie samą walką człowiek żyje
W przerwach między próbami rozbudowujemy swoją bazę. To właśnie ona zapewnia stałe bonusy dla całej załogi oraz pozwala gromadzić zasoby potrzebne do stawiania kolejnych budynków. Dzięki temu możemy odblokowywać nowych bohaterów, ulepszać skalowanie statystyk albo zwiększać liczbę miejsc w „ekwipunku”. Wszystko to zdobywamy poprzez wielokrotne przechodzenie poszczególnych pięter i zbieranie odpowiednich schematów.
Gromadzenie zasobów oraz samo budowanie rozwiązano w ciekawy sposób. Wystrzeliwujemy nasze postacie z wyznaczonego punktu, a te odbijają się od elementów otoczenia, zbierają surowce i realizują zlecone zadania lub ulepszenia. Dzięki temu całość znacząco ułatwia progresję i pozwala przejść nawet najtrudniejsze poziomy. Jest to wręcz niezbędny etap rozwoju. Z czasem jednak rozbudowa miasteczka zaczyna generować sporo mikrozarządzania. Mnie osobiście przeszkadza to, że łowców można wysyłać do pracy tylko z jednego, konkretnego pola. Przy dużej liczbie budynków oznacza to konieczność ciągłego ich przestawiania przed ulepszeniem, co bywa dość irytujące – zwłaszcza gdy na liście mamy kilkadziesiąt konstrukcji.

W pełni zoptymalizowana na Switchu 2
Cała rozgrywka została przedstawiona w izometrycznym rzucie, któremu towarzyszy lekki retro klimat. Moim zdaniem styl graficzny świetnie współgra z arkanoidalnym charakterem gry. Muzyka również dobrze wpisuje się w całość. Ciekawym detalem jest to, że przeciwnicy zaczynają poruszać się w rytm utworu, gdy zbliżą się do dolnej części ekranu. Po części stanowi to ostrzeżenie, że mogą zadać nam obrażenia w każdej chwili. To miły, nieduży dodatek, który buduje atmosferę.
Pod względem technicznym gra działa wzorowo. W trybie stacjonarnym Ball x Pit utrzymuje stabilne 60 klatek na sekundę. W trybie mobilnym wykorzystuje VRR, dzięki czemu podczas rozgrywki osiąga około 70–80 klatek. Nie napotkałem żadnych przycięć ani istotnych błędów technicznych. Pod tym względem gra zasługuje na najwyższą ocenę. Dodatkowo dostępne są liczne opcje poprawiające czytelność, takie jak zmiana czcionki, redukcja błysków czy zwiększenie widoczności hitboxów postaci.


Top-tierowy indyk
Muszę przyznać, że Ball x Pit dostarczyło mi naprawdę dużo frajdy. Gra ma w sobie coś uzależniającego. Przebijanie się przez chmarę przeciwników w towarzystwie dziesiątek odbijających się kulek jest zwyczajnie przyjemne. Możliwość ewolucji i fuzji sprawia, że eksperymentowanie z własnymi konfiguracjami daje ogrom satysfakcji. System progresji jest dobrze wyważony. Każde pokonane piętro odblokowuje nowe możliwości i skutecznie podtrzymuje uwagę. Tytuł jest prosty w obsłudze, ale potrafi też postawić solidne wyzwanie – zwłaszcza w krótszych trybach. To wszystko otrzymujemy w miłej retro otoczce i z bardzo stabilną wydajnością.
Do tego dochodzi unikalny system rozbudowy bazy, który korzysta z tych samych zasad, co główna rozgrywka. Wysyłanie łowców po zakończonej próbie, by zbierali surowce i kończyli budowle, na początku wypada świeżo i zachęcająco. Z czasem jednak, gdy miasteczko zaczyna się rozrastać, mechanika ta zamienia się w powolne piekło mikrozarządzania. W późniejszych etapach czułem, że bardziej przeszkadza, niż pomaga. To w mojej opinii największy mankament całej produkcji. Poza tym? Bardzo solidna robota z dodatkowym pominięciem kwestii fabularnej. Z pewnością będę wracał do tego tytułu co jakiś czas.
Cena w eShopie: 60,00 zł
Podziękowania dla Devolver Digital za dostarczenie gry do recenzji.
Redaktor
Damian "Dadaista" Filipkiewicz
Z zamiłowaniem śledzę wszystkie informacje i pogrywam różne produkcje na Nintendo Switch, PC oraz PlayStation. Nie mam ulubionego gatunku gier, a przez te lata przewinęły się dziesiątki, z którymi świetnie się bawiłem. Zręcznościówki, strzelanki, karcianki, strategie, RPG'i, bijatyki, horrory nie są mi straszne. Na co dzień pracuję jako programista. Lubię kawę z mlekiem, a moim spirit animal jest Gengar.