Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Go with the flow – recenzja Kingdom Hearts: Melody of Memory

Po czternastu latach oczekiwania na „trzecią” część Kingdom Hearts, seria…

26 listopada 2020

Po czternastu latach oczekiwania na „trzecią” część Kingdom Hearts, seria najwyraźniej robi sobie kolejny urlop od numerowanych odsłon. Wydane niedawno Melody of Memory idzie więc z duchem poprzedników i, poza rozbudowaniem zagmatwanej historii Sory, wprowadza do serii nową, tym razem rytmiczną formułę, która sprawdza się doskonale. Pytanie jednak, czy najnowsza część jest dobrym momentem na wejście w tę osiemnastoletnią sagę?

 

 

 

Królestwo muzyki

 

Dysponując tak pokaźną i bardzo dobrą biblioteką utworów, aż dziwne, że na w pełni muzyczną odsłonę Kingdom Hearts przyszło czekać aż osiemnaście lat. Co prawda od drugiej części rozpoczęto już romans z rytmicznym wystukiwaniem przycisków, który również kontynuowano w Birth by Sleep w formie muzycznego formowania lodów u Hyzia, Dyzia i Zyzia; trzeba niestety przyznać, że przytoczone wyżej segmenty odstępowały wykonaniem od pozostałych. Dlatego początkowa informacja o osadzeniu odsłony w gatunku muzycznym nie napawała mnie optymizmem. Pierwsze minuty gry udowodniły jednak, jak bardzo się myliłem.

 

Muszę przyznać – Kingdom Hearts: Melody of Memory doszczętnie mnie wciągnęło. Często gdy mawiamy o wciąganiu, przytaczamy za przykład kojarzące się z brudem i smrodem – bagno. W przypadku recenzowanej gry analogia ta byłaby bardzo krzywdząca i odejmująca jej cały proces odpowiedzialny za tzw. flow. Bo uruchamiając Kingdom Hearts: Melody of Memory wkraczamy do strumienia, którego przyjemna woda porywa nasze nogi, a my wygodnie kładziemy się na miękkiej tafli, sunąc przed siebie w rytm pięknej muzyki.

 

 

Przepływ, ale nie przez rury

 

Ok, ok. Odpuszczę sobie starania opisania wam stanu towarzyszącego podczas gry w Melody of Memory w bardzo nieudolny, poetycki sposób, bo na szczęście ktoś przede mną scharakteryzował to zjawisko i przypisał mu nazwę flow. Osobą tą był Mihály Csíkszentmihályi – amerykański psycholog węgierskiego pochodzenia, który poświęcił swoją karierę na badanie szczęścia oraz kreatywności. Pojęcie przepływu (ang. flow) w ujęciu psychologicznym być może obiło się wam już o uszy i prawdopodobnie kojarzycie je z muzyką. Dobrym przykładem jest tu specyficzny gatunek rap, w którym często spotykane są fragmenty utworów z wypowiadanymi spontanicznie i rymującymi się wersami. Słuchając tych części na koncercie lub w grupie znajomych, być może zdarzyło się wam skomentować je jako „niezłe flow”.

 

 

Wejście artysty w stan flow daje fascynujące efekty. W fazie tej osoba skupiona jest w pełni na jednej czynności do tego stopnia, że zatraca poczucie czasu. Brzmi niesamowicie, prawda? Pan Csíkszentmihályi zauważył jednak, że zjawisko przepływu nie odnosi się wyłącznie do sfery artystycznej i znajduje zastosowanie w zasadzie w każdym aspekcie naszego życia.

 

Być może również udało się wam doświadczyć podobnego uczucia podczas gry w ulubiony tytuł. Skupiacie się w pełni na akcji na ekranie, czas na zewnątrz zaczyna płynąć inaczej, a w pewnym momencie dochodzicie do chwili, gdy to wykonywanie samej czynności staje się samą nagrodą, zachęcającą do spędzenia kolejnych chwil z produkcją. Jednak zanim przeanalizujemy sobie, co takiego wpływa na flow, zastanówmy się nad tym, w jaki sposób je uzyskać. Co sprawia, że pochłania nas dana gra?

 

 

Got it memorized?

 

Mimo swojej skomplikowanej budowy, nasz mózg jest dosyć prymitywnym narzędziem. Aby zachęcać do wykonywania czynności, nasz organizm karmiony jest hormonami szczęścia, które dawkowane są w formie nagrody za wykonanie zadania. Taką kopalnią nagród dla naszego mózgu są gry wideo, które wręcz na każdym kroku wręczają nam prezenty. Każdy gatunek oferuje jednak wyjątkowo zróżnicowany rodzaj gratyfikacji za określone czynności, dodatkowo o różnej częstotliwości. Platformówki dla przykładu nagradzają gracza za kończenie pojedynczych etapów, a gry wieloosobowe poklepią po pleckach dopiero po zwycięskim meczu. Do gatunków o najbardziej zintensyfikowanym systemie nagród zdecydowanie zaliczają się strzelanki, w których likwidacja setek przeciwników pompuje do naszego krwioobiegu litry endorfin na sekundę. Istnieje jednak jeszcze jeden rodzaj gier, który ze względu na liczne mechanizmy psychologiczne ułatwia wejście w stan flow. I tak, są to gry rytmiczne.

 

Tutaj nagroda nie jest przyznawana wyłącznie za pomyślne skończenie etapu. W grach rytmicznych gratyfikowane jest każde udane wciśnięcie przycisku w odpowiednim momencie. Towarzyszące temu uczucie przyjemności poznawczej sprawia, że małe nagrody uzyskujemy nawet kilkaset razy w przeciągu jednego utworu. Nabywając praktyki oraz przeciwstawiając się trudniejszym wyzwaniom, stopniowo zaczynamy czerpać satysfakcję z pokonywania stawianych sobie przeszkód. Wszystkie te czynności doskonale wpisują się w wyróżnione przez Csíkszentmihályi siedem oznak flow.

 

 

Turn off your mind, relax and float down stream

 

Do wspomnianych wcześniej oznak przepływu zaliczamy takie cechy jak: pełne zaangażowanie w czynność, uczucie ekstazy wywołane skupieniem, zrozumienie wykonywanej czynności, adekwatność naszych umiejętności do stawianego wyzwania, poczucie bycia częścią czegoś większego, zatracenie poczucia czasu wywołane pełnym oddaniem oraz wewnętrzna motywacja, dzięki której doświadczanie uczucia flow staje się samą nagrodą. Należałoby wspomnieć, że każdy uzyskuje flow w osobisty sposób i różne czynniki działają sprzyjająco na wywołanie tego zjawiska. W przypadku omawianej gry, spełnienie tych warunków jest łatwiejsze niż w przypadku innych produkcji, których efekt nagrody dawkowany jest w mniej intensywny sposób.

 

Jak mogliście przeczytać wcześniej, Kingdom Hearts: Memory of Melody jest grą rytmiczną. Poruszamy się w niej trójosobową drużyną po ścieżkach w kształcie pięciolinii i likwidujemy przeciwników oraz dryfujemy w powietrzu, zbierając nutki w rytm odgrywanego w tle utworu. Im dokładniejsza będzie nasza reakcja, tym więcej punktów zgarniemy. Najlepiej punktowane są trafienia układane w bezbłędny ciąg. Utrzymanie serii do łatwych nie należy, jednak stopień skomplikowania map możemy kontrolować poziomem trudności. Gra oferuje trzy, dobrze znane weteranom serii: Beginner, Normal oraz Proud. Samodzielne dostosowywanie trudności do wymagań stawianych przez grę ułatwia wejście we flow.

 

 

W porównaniu do innych przedstawicieli gatunku gier rytmicznych Kingdom Hearts: Memory of Melody nie jest wyjątkowo wymagające. Gra w założeniu ma być bardziej relaksującym doznaniem, aniżeli drogą przez mękę, na końcu której znajdziemy laurkę. Mimo braku hardkorowego poziomu trudności jak w osu!, nie pozbawiono graczy należytego wyzwania. Proud w niektórych utworach potrafi napsuć trochę krwi, zanim zobaczy się finalny napis „Cleared”. Pomocne w przechodzeniu kolejnych etapów są przedmioty, z wykorzystaniem których uleczymy się w krytycznym momencie; inne dla odmiany przyzwą Króla Micky’ego, by wsparł nas na drodze. Niski próg wejścia jest niebywałą zaletą gry, pozwalając czerpać radość z zabawy bez względu na wiek; każdy młody fan Krainy Lodu z pewnością będzie chciał odegrać Let it Go. Intensywna akcja na ekranie wymaga od gracza wysokiej koncentracji, za sprawą której w pełni angażujemy się w wykonywaną czynność, spełniając przy okazji pierwszy z kroków flow.

 

Circle of Life

 

Częste nagrody w formie wyświetlanych „excellent” oraz „good” za kliknięcie w odpowiednim momencie są pomocne w uzyskaniu górnolotnie nazwanej ekstazy. Dużo satysfakcji dostarcza w tym momencie wspomniana wcześniej przyjemność poznawcza. Widząc i odczuwając wpływ naszych akcji na nie tylko samą akcję na ekranie, ale również na muzykę w tle, nasz mózg dosłownie doznaje poznawczego odlotu. Co chwilę dostajemy odpowiedź zwrotną na nasze działanie. Drugi krok wejścia we flow można uznać za spełniony.

 

A skoro o muzyce mowa, to jak na grę muzyczną przystało, Memory of Melody wypełnione jest po brzegi doskonałymi utworami. W nasze ręce oddanych zostało ponad 140 kawałków – patrzę z pogardą na ciebie, Let’s Sing – wśród których, poza tymi przygrywającymi w tle, znalazły się również te znane z kilku animacji Disney’a. Circle of Life, Beauty and the Beast czy A Whole New World starają się zapełnić lekki niedobór utworów z Kingdom Hearts III oraz epizodu stylizowanego na Fantazję z Kingdom Hearts: Dream drop distance.

 

 

358/2 hours

 

Spójrzmy prawdzie w oczy, historia nie jest głównym elementem Memory of Melody. Kampania zrealizowana jest w formie trybu World Tour, znanego z m.in. Rock Band. Latając Gumistatkiem zwiedzamy światy każdej z odsłon, ogrywając charakterystyczne motywy towarzyszące każdemu z nich. W celu odblokowania kolejnych etapów należy wykonywać minimisje, które narzucają dodatkowe wymagania, jak utrzymanie serii bezbłędnych trafień na odpowiednim poziomie trudności.

 

Główną formą nagradzania graczy za kończenie etapów jest odblokowywanie krótkich przerywników filmowych, streszczających wydarzenia z poprzednich części serii. Sami fani za dużo nowości niestety nie doświadczą. Jedynym nowym akcentem jest krótka seria filmików stanowiących pomost pomiędzy ewentualną kontynuacją, a wydarzeniami z Kingdom Hearts III Re: Mind. Jednak ci, którzy nie mieli kontaktu z serią, spokojnie mogą sięgnąć po Memory of Melody i rozpocząć przygodę z historią Sory (oraz Kairi), czerpiąc hektolitry dobrej zabawy, poznając przy okazji skrót całej opowieści. Należy jednak pamiętać, że skazujecie się wówczas na spoilery z poprzednich odsłon. Sama forma nagradzania graczy filmikami stanowi bardzo dobrą formę motywowania do dalszej zabawy, przez co łatwo wpadałem w syndrom „jeszcze jednej piosenki”.

 

 

Wzmocnienie poznawcze

 

Ukończenie gry zajęło mi około 10 godzin. Przyznam, że realny czas potrzebny na ukończenie gry mógł być krótszy, ale nie potrafiłem powstrzymać się od ponownego ogrywania utworów. Tytuł w pewien sposób zachęca nas do powracania do ulubionych kawałków za sprawą systemu craftingu. Wraca sympatyczny Kupo, u którego ze zdobytych przedmiotów wytworzymy karty kolekcjonerskie oraz niektóre utwory. Jak na serię przystało, ponownie przyjdzie nam wbijać kolejne poziomy doświadczenia, które tym razem nie są przywiązane do osób, a konkretnych drużyn. W grze odblokujemy cztery, składające się z dobrze znanych bohaterów poprzednich odsłon. Poza teamem Sora, Donald i Goofy pokierujemy również Team Days z Roxasem, Axelem i Xion, Team BBB składającą się z Terry, Ventusa i Aqua oraz Team DDD z Riku i bandą Dream Eaters na czele.

 

 

Poczucia progresu nie tylko doświadczymy za sprawą rozwoju umiejętności motorycznych, ale również z wykorzystaniem polepszenia statystyk naszej drużyny. Głodni wrażeń możecie poddać swoje zdolności prawdziwej próbie, konfrontując się z innymi graczami w rywalizacyjnym trybie sieciowym. Rytmiczny pojedynek z innymi sprawdza się świetnie. Wyszukiwanie graczy nie zajmuje dużo czasu, a dodatkowo za sprawą regulowanych parametrów rozgrywki możemy dopasować rywala o podobnych umiejętnościach do naszych. Aby nieco urozmaicić zabawę, do starć dołączono system utrudnień w formie znikających przeciwników, wyłączenia pomocniczych kółek lub innych „przeszkadzajek”, które uruchomimy rywalowi w nagrodę za bezbłędną serię trafień.

 

 

Ostatnim dodatkiem do rozgrywki jest kanapowy tryb współpracy. Podobnie jak w śpiewaniu duetów w grach karaoke, wcielimy się w Sorę i Riku, by wspólnie odegrać wybrane utwory. W trybie tym bawiłem się bardzo dobrze. Szczególnie wspólna gra z dziewczyną, która nie miała wcześniej dłuższego kontaktu z serią, udowodniła mi, że Memory of Melody jest grą dla każdego. Nim się obejrzałem, ograliśmy wszystkie kawałki oferowane w co-opie. Szybki upływ czasu nie tylko wywołany był towarzyszącemu w grze uczuciu flow, ale przede wszystkim bibliotece składającej się raptem z 20 utworów. Szkoda, że nie pokuszono się o dodanie wszystkich 140 kawałków do trybu współpracy. Wspólne granie, poza dziką satysfakcją wynikającą z trafiania w nutki, zapewniało mi trudne do opisania poczucie tworzenia czegoś większego. Może był to wynik wspólnej zabawy, w której każdy z nas przykładał małą cegiełkę w budowaniu rytmu całego utworu… Jednak muszę przyznać jedno – wspólnie odczuliśmy to niesamowite flow.

 

 

Lekka arytmia

 

Mimo tych wszystkich superlatyw Memory of Melody nie jest grą doskonałą. Spotkałem się z kilkoma spadkami płynności podczas gry, które w przypadku tytułu nastawionego na precyzję nie powinny mieć miejsca. Sama końcówka, a dokładnie etapy z Kingdom Hearts III, odrobinę odstawały wykonaniem od pozostałych. Ze względu na wielkie odstępstwo graficzne od reszty odsłon, Switch niestety nie był w stanie wygenerować w czasie rzeczywistym animacji na poziomie trzeciej części. Zdecydowano się na odtworzenie wygenerowanych wcześniej przerywników filmowych z kluczowymi scenami z każdego świata w celu odciążenia systemu. Animacje, mimo że ładne, często utrudniają odczyt przycisków na ścieżce, która zmienia nieco swój układ. Bohaterowie w nich, zamiast biec, dryfują w powietrzu między kolejnymi ikonkami. Podobnie zrealizowane są walki z bossami, które poza odmiennym układem ścieżki zawierają również sekwencje nieoznaczone przyciskami; początkowo trudno zrozumieć zamysł autorów, a same fragmenty lekko wybijają z rytmu.

 

 

Klucz do sukcesu

 

Spędzając kolejne minuty, a nawet godziny z Kingdom Hearts: Memory of Melody bardzo łatwo zatracimy poczucie czasu. Doskonała muzyka, która doczekała się rewelacyjnego orkiestrowego koncertu, może nie jest motorem napędowym tej produkcji, ale taką wisienką na muzycznym, disnejowskim torcie. Gdyż to właśnie rozgrywka jest kluczowym elementem omawianej gry. Perfekcyjnie zrealizowane sekcje rytmiczne pozwalają na wręcz natychmiastowe zatracenie, a przyjemność płynąca z zabawy potęgowana jest uczuciem flow. Memory of Melody wprost doskonale łączy wyzwanie stawiane przez wyższy poziom trudności z satysfakcją poznawczą, wynikającą z widowiskowego pokonywania etapów. Pragnący mocniejszych wyzwań sięgną po tryb rywalizacji, a muzyczne duety spróbują swych sił w kanapowej kooperacji. Za sprawą bogactwa utworów oraz doskonałej realizacji, najnowsze Kingdom Hearts staje się jednym z lepszych i przyjemniejszych przedstawicieli gatunku gier rytmicznych tego roku. Gwarantuję, że nawet nie poczujecie chwili, kiedy zapanuje nad wami to słynne flow i dacie się porwać przez strumień, w którym samo płynięcie będzie waszą jedyną i najsilniejszą motywacją do ponownego ogrywania Destati.

 

Cena w eShopie: 249 zł

 

Jak zwykle zachęcam do zapoznania się z pozycjami, z których skorzystałem przy pisaniu recenzji.

 

Bibliografia

 

https://www.ted.com/talks/mihaly_csikszentmihalyi_flow_the_secret_to_happiness?language=pl#t-880916

https://mfiles.pl/pl/index.php/Psychologia_poznawcza

https://wzmocnieniepoznawcze.wordpress.com/2016/08/11/wzmocnienie-poznawcze-definicja/

 

 


Podsumowanie

Zalety

  • + mnogość trybów rozgrywki
  • + gra generująca flow
  • + filmowa gratka dla fanów
  • + bogata biblioteka utworów…

Wady

  • - … z lekkim niedomiarem kawałków z KH III i Dream Drop Distance
  • - sporadyczne problemy z płynnością
  • - segmenty z prerenderowanymi animacjami

9

Wyświetleń: 2314

Redaktor

Mikołaj "Kołxiajm" Stryczyński

Czternasty członek Organizacji XIII. Na razie pełni funkcję stażysty, nosząc klucze mistrzowi Xehanortowi. W głębi serca liczy, że dołączy do Organizacji, w chwili gdy Sora przerzedzi jej szeregi. W wolnym czasie publikuje recenzje na tym serwisie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *