Zacznę od krótkiego skrótu myślowego: dla mnie seria przygód Linka zapoczątkowana w The Legend of Zelda: Breath of the Wild jest serią typowo „switchową”. Wiem, że tytuł ten pojawił się również na Wii U i tam zdobył swoich fanów, jednak moja własna przygoda z konsolami Nintendo rozpoczęła się dopiero od Switcha – właśnie dzięki Breath of the Wild.
Dlaczego o tym wspominam? Choć w tej konwencji ukazały się dopiero dwie główne odsłony – Breath of the Wild i Tears of the Kingdom – fani z pewnością nie przeoczyli gier z serii Hyrule Warriors, które czerpią z nich pełnymi garściami: zarówno pod względem świata, jak i postaci czy historii. Dlatego mówiąc „seria BotW”, będę tu miał na myśli nie tylko dwie główne części, lecz także oba powiązane z nimi spin-offy (Age of Calamity; Age of Imprisonment).
Usiądźmy więc i spróbujmy uporządkować sobie historię Hyrule przedstawioną w Breath of the Wild i rozwiniętą w Tears of the Kingdom. A pomoże nam w tym – jak doskonale wiecie – główny bohater tej recenzji: Hyrule Warriors: Age of Imprisonment.
Czas jest jak rzeka… Ale czy na pewno?
W legendach o Hyrule czas intuicyjnie próbujemy traktować jako prostą, płynącą rzekę, w której przeszłość już odpłynęła, a przyszłość dopiero nadchodzi. Jednak wraz z kolejnymi odsłonami serii BotW coraz wyraźniej dostrzegamy, że ta rzeka zakręca, odbija się, a czasem wręcz zawraca.
Age of Calamity, według wielu głosów, stworzyło alternatywny nurt historii przedstawianych w tym świecie. Z jednej strony zgrabnie przybliżało nam czempionów, których w BotW znamy już tylko z opowieści, oraz ukazywało ich relacje. Z drugiej – fabularnie odpływało od głównego nurtu lore ustanowionego przez Breath of the Wild (BotW). Nie powinno to dziwić, bo seria Hyrule Warriors powstaje nie bezpośrednio w Nintendo, lecz w studiu Koei Tecmo. I choć nawiązania do historycznej – względem BotW – Wielkiej Klęski wydają się spójne z tym, co znamy choćby z malowideł w świątyni, to kierunek tej historii nigdy nie został w pełni potwierdzony i traktuje się ją raczej jako odrębną linię czasu.
Natomiast zupełnie inaczej wygląda to w Age of Imprisonment. Ten tytuł prowadzi nas do samego źródła wspomnianej rzeki czasu. Opowiada o wydarzeniach, o których dotąd słyszeliśmy jedynie w legendach. I choć to wciąż odsłona Hyrule Warriors, to właśnie tutaj czas przestaje być tłem – staje się jednym z głównych bohaterów. Co więcej, kanoniczność wydarzeń przedstawionych w tej części została oficjalnie potwierdzona przez Nintendo. Dzięki temu możemy zanurzyć się w lore Tears of the Kingdom (TotK) znacznie głębiej, a pomaga w tym fakt, że w całej „serii BotW” (tu odwołuję się do wcześniej wspomnianego skrótu myślowego), to właśnie Age of Imprisonment staje się najbardziej narracyjną, fabularnie skupioną częścią historii Hyrule!

Po polsku czy nie po polsku?!
Choć Hyrule Warriors: Age of Imprisonment ukazało się w okolicach pewnego przełomowego – choć do pewnego stopnia zapowiedzianego przez czujnego Michała Pisarskiego – kroku Nintendo, kiedy to potwierdzono, że nasz ojczysty kraj wreszcie został dostrzeżony przez tę japońską korporację, to niestety… języka polskiego w grze nadal nie uświadczymy. Uważam to za pewną szkodę, bo treści w tym tytule jest naprawdę sporo. Już od pierwszych godzin zaskakuje liczba cut-scenek i bogactwo wypowiedzi bohaterów – i to nie tylko w formie tekstu, ale pełnego dubbingu!
Nie traktuję braku polskiej wersji jako wady, jednak w świetle zmian, jakie zachodzą wokół Nintendo w Polsce, warto to odnotować. Sam, jeśli gra od Nintendo posiada pełny dubbing, zazwyczaj przełączam język mówiony na oryginalny – japoński – pozostawiając angielskie napisy. W moim odczuciu lepiej buduje to klimat i mocniej rezonuje z emocjami postaci, podkreślając ich charakter i intencje. W przyszłych produkcjach, tych w których polski język już się pojawi, z pewnością pozostanę przy tej strategii (dubbing japoński, napisy polskie). Nadzieja jednak umiera ostatnia – być może z czasem doczekamy się polskiej lokalizacji również i w tym tytule.

MUSOU – Masowe Ubijanie Setek Oponentów Umiejętnie
Choć języka polskiego w Hyrule Warriors: Age of Imprisonment nie doświadczymy, w tytule znajdziecie mój kreatywny przedsmak tego, jak w prosty sposób można wyjaśnić skomplikowane japońskie słowa! A teraz na poważnie: „Musou” w dosłownym znaczeniu oznacza coś w rodzaju „nie mający sobie równych” albo „niepokonany”. Słowo to nawiązuje do gier w stylu Dynasty Warriors, w których głównym celem jest tłuczenie tłumów przeciwników (moje tłumaczenie zaskakująco trafne, prawda? 😉). Gry z głównym tytułem Hyrule Warriors to specyficzny rodzaj rozgrywki typu musou, osadzony w świecie Hyrule.

W grze przyjdzie nam samodzielnie stoczyć walkę z tłumem przeciwników, który nie ogranicza się do setek – w pojedynczych misjach może przekroczyć nawet tysiąc! Spotkamy tu wrogów dobrze znanych ze świata TotK: od pomniejszych Bokoblinów po przeogromne Talusy i trzygłowe smoki.
Choć rozgrywka opiera się na „samodzielnej” walce, nie ogranicza się do jednej postaci. Często możemy stawać ramię w ramię sterując kilkoma bohaterami i błyskawicznie się między nimi przełączać.

Skoro walka jest rdzeniem rozgrywki, to czy jest wybitna?
I tak, i nie. Walki są widowiskowe (i nie „chrupią” jak w Age of Calamity na Nintendo Switch), a każda postać – od Zeldy, przez króla Rauru, po małego walecznego Koroka, a nawet zwykłego dowódcę armii Hyrule – ma własny, unikatowy styl walki, który wciąż robi wrażenie nawet po kilku godzinach gry. Jednakże mechanika wyprowadzania ciosów, choć intuicyjna i łatwa do nauczenia, jest w dużym stopniu podobna dla wszystkich bohaterów. A jeśli któraś z akcji szczególnie nam się spodoba – np. najbardziej widowiskowy atak lub taki, który obejmuje większe pole i ubija więcej przeciwników – nic nie stoi na przeszkodzie, by powtarzać ją w kółko. To sprawia, że rozgrywka po pewnym czasie może stać się nieco monotonna.

Gra próbuje poradzić sobie z tym problemem, wprowadzając mechaniki takie jak quick-time eventy przy walce z potężniejszymi przeciwnikami, ataki specjalne indywidualne lub charakterystyczne dla konkretnej dwójki bohaterów. Na plus zasługuje też możliwość wykorzystania znanych z TotK przestarzałych mechanizmów Zonai, które w czasach akcji Age of Imprisonment wiodą przecież swój prym! Dzięki temu podczas rozgrywki mamy okazję korzystać z szerokiego wachlarza broni Zonai – od miotaczy płomieni po odpychające przeciwników wiatraczki.

Czy Age of Imprisonment godne jest bycia częścią serii?
Jeśli pamiętacie ze wstępu, że BotW było moją pierwszą grą na Nintendo Switch – i nie ukrywam, że to głównie z powodu niej zdecydowałem się na zakup konsoli – możecie być pewni, że moje ostateczne zdanie o grze poszerzającej historię świata Hyrule będzie raczej pozytywne. Hyrule Warriors: Age of Imprisonment zaskoczyło mnie naprawdę miło. Spodziewałem się widowiskowych walk, ogromnych chmar przeciwników i nawiązań do historii Hyrule, które połączą się z legendami, wokół których kręci się fabuła TotK. Nie sądziłem jednak, że historii poświęcone zostanie aż tak dużo miejsca!

Rozgrywka natomiast nie należy do wybitnych. Misje wybieramy z widoku mapy, trwają one od kilku do kilkudziesięciu minut i z czasem mogą znużyć swoją powtarzalnością. Fan historii Hyrule będzie oczarowany i – tak jak ja – pozytywnie zaskoczony. Jednak dla zagorzałych miłośników gatunku „musou” tytuł prawdopodobnie nie zaoferuje niczego odkrywczego. Mimo to, dla mnie gra jest warta uwagi i na pewno znajdzie swoje miejsce wśród fanów uniwersum.
Cena w eShopie: 297,80 zł
Podziękowania dla ConQuest Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.