RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Opluty – recenzja Spitlings

Gdy w 1999 roku grupka mężczyzn odzianych w gumowe maski…

31 sierpnia 2020

Gdy w 1999 roku grupka mężczyzn odzianych w gumowe maski śpiewała, aby „wypluć to”, nikt nie przypuszczał, że 21 lat później doczekamy się prawdziwej gry traktującej o wypluwaniu z ust różnych substancji. Trudno jednak doszukiwać się w grze Spitlings inspiracji piosenką zespołu Slipknot, ale podobnie jak utwór, tytuł okraszony jest dozą wyjątkowości na granicy obrzydliwości i dobrego smaku.

 

Zawody w pluciu

 

Gdy byłem mały, urządzałem zawody w pluciu pestkami czereśni na odległość. Zabawa ta znacznie urozmaicała wyjątkowo nudne spożywanie owoców, które, bądź co bądź, w młodym wieku traktowane było przez moich rówieśników jako dodatkowy obowiązek. Niestety samo plucie, mimo funkcji „zabawiacza”, nie było na tyle angażujące, by oprzeć na nim jakieś dłuższe zabawy. Podobnie z resztą sprawa wygląda w omawianej grze…

 

 

Spitling obrało kierunek serii wyzwań logicznych, za rozwiązanie których odblokujemy nowe skórki Spitlingów – małych, kwadratowych i plujących ludzików. Zagadki te opierają się na prostym schemacie likwidowania kulek śluzu, poruszających się po dwuwymiarowych platformach, rozmieszczonych w zamkniętych etapach. Podczas starć każdy Spitling dysponuje ograniczonym zasobem zębów (lub innego materiału), które może wystrzelić pionowo w górę lub w dół. Strzelanie pod siebie pozwala jednocześnie na wykonywanie drobnych podskoków, a nawet na chwilowe zawiśnięcie w powietrzu.

 

 

Mimo prostego sterowania rozgrywka do łatwych nie należy. Jest to w dużej mierze zasługa konstrukcji poziomów, które mimo wizualnej prostoty wykreowane są dosyć pomysłowo. Każdy z etapów oferuje nowości, m. in. w formie zmodyfikowanych platform lub specjalnych żeli. Sama „kampania” nie jest specjalnie interesująca od strony fabularnej i stanowi jedynie tryb, w którym przyjdzie nam odblokować nowe skórki postaci. Trudno również stwierdzić, by tryb ten skrojony był pod jednego gracza. Samotna rozgrywka szybko potrafi znudzić, bo poza kilkoma przerywnikami w formie komiksu, niestety nie doświadczymy innej formy nagrody za progres.

 

Gdzie dwóch pluje…

 

Gra rozwija jednak potencjał w chwili, gdy do zabawy dołączy drugi gracz. Jednak wbrew powszechniej opinii obecność towarzysza w żadnym stopniu nie ułatwia starć. Gracze bowiem dzielą wspólne życie, stąd gdy polegnie jeden, ginie cała drużyna. Po dołączeniu osoby niemającej wcześniej kontaktu z produkcją, szybko zbudujemy z nią relację mistrz i uczeń, instruując, jak pluć.

 

 

Starcia do łatwych nie należą i potrafią napsuć sporo krwi. Aby nieco obniżyć próg wejścia, w grze umieszczono kilka modyfikatorów rozgrywki. Włączą one np. nieograniczony magazynek zębów (?), odwrócą poziom do góry nogami lub inne efekty urozmaicające pojedynki. Wszystko po to, by przy każdym posiedzeniu poczuć powiew świeżości.

Niestety mimo modyfikatorów i doszlifowania taktyki rozgrywka nie przypadła mi zbytnio do gustu. Może jest to wina Overcooked 2, który ewidentnie podniósł moją poprzeczkę gier kooperacyjnych bardzo wysoko; niestety Spitlings nie zbliżył się do niej nawet na metr. Mimo starań twórców do zabawy szybko wkrada się rutyna. Interesujący pomysł niestety nie wystarczył.

 

 

Czy plucie może być sztuką?

 

Wisienką na tym oplutym torcie zdaje się być polska lokalizacja produkcji. Komiksowe przerywniki co prawda pozbawione są jakichkolwiek dialogów, jednak widok polskich znaków (nawet na chwilę) w grze na Switchu jest samym w sobie powodem do radości.

 

 

Wspomnieć należałoby odrobinę o oprawie wizualnej, która… ma swój urok. Komiksowa szata graficzna nadaje produkcji lekkości i dystansuje odbiór. Od strony technicznej nie można zarzucić Splitlings jakichkolwiek wad. Gra działa płynnie, a dołączenie graczy do zabawy przebiega bez problemów. Nie jest to tytuł na tyle skomplikowany, by zaginał Switcha.

 

 Pluję, więc jestem

 

Mimo chęci rozpisania się o Spitlings nie jestem w stanie dostrzec w niej elementów, którym poświęciłbym więcej niż dwa zdania. Zagadki budujące kampanię zaprojektowane są na jedno kopyto i stanowią wyłącznie minigry, służące do odblokowywania kolejnych avatarków. Skorzystać z nich można w trybie rywalizacji, lecz ten również zrealizowany jest bez polotu. Niestety główna mechanika nie jest na tyle angażująca, by oprzeć na niej całą produkcję. Jeżeli jednak bardzo pragniecie sobie popluć, polecam wybrać się na pustą polanę i zabrać czereśnie.

Podziękowania dla Dead Good Media za dostarczenie gry do recenzji.

Cena w eShopie: 60, 00 zł

 


Podsumowanie

Zalety

  • + komiksowa oprawa graficzna
  • + polska wersja językowa

Wady

  • - zagadki zaprojektowane bez polotu
  • - szybko się nudzi
  • - mało zawartości

5

Wyświetleń: 1676

Redaktor

Mikołaj "SynKury" Stryczyński

Legenda głosi, że wykluł się z jaja i od tego czasu pałęta się po świecie, ucząc się języka ludzi. Ze względu na dosyć ubogi system porozumiewania się homo sapiens, preferuje synergiczne doznania komunikacyjne, płynące z gier wideo. Poza tym studiuje, pisze scenariusze, kocha filmy i inne czynności będące czystą synekurą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *