RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Przygoda w rytmie techno – recenzja Narita Boy

Narita Boy po raz pierwszy zaprezentowane zostało podczas ostatniego Steam…

13 kwietnia 2021

Narita Boy po raz pierwszy zaprezentowane zostało podczas ostatniego Steam Game Festival – wszyscy zainteresowani mogli zapoznać się z wersją demonstracyjną tytułu, która potrafiła przykuć uwagę wieloma elementami. Jednakże demo było na tyle krótkie, że podczas ogrywania nie zdążyłem wyrobić sobie całościowego zdania na temat produkcji. Zaintrygowany czekałem więc na finalny produkt, który trafił także na Switcha.

 

Moc Stwórcy

 

W Narita Boy cofamy się do lat osiemdziesiątych, w których The Creator stworzył konsolę Narita One oraz tytułową produkcję, bijącą rekordy popularności na całym globie. Niestety świat postanawia pochłonąć chaos – elementy cyfrowe łączą się z rzeczywistością, niejaki HIM próbuje zawładnąć światem, a młody chłopiec grający w Narita Boy zostaje wciągnięty do elektronicznego kodu, by wszystkich uratować. Podczas rozgrywki będziemy przemierzać krajobrazy stworzone przez The Creatora, pełne odniesień do jego prywatnego życia – tajemnic i wspomnień, które są źródłem głębokiej traumy. Fabularny aspekt Narita Boy wywołuje pozytywne wrażenie.

 

Powrót do przeszłości

 

Gra czerpie wiele inspiracji z lat osiemdziesiątych oraz wytworów, które wcześniej eksplorowały tamtejszą kulturę – z pewnością warto wspomnieć o TRONIE, Another World czy też Ready Player One. Wszelkie inspiracje są mocno wyczuwalne w stylu artystycznym serwowanym przez Narita Boy – w grze doświadczymy pełnię neonów, ostrych świateł, przesterów i syntezatorów. W żaden sposób to nie zaskakuje, gdyż w ostatnim czasie taka stylistyka była przedstawiana w wielu tworach, lecz w omawianej produkcji wszystko zostało zaprezentowane ze smakiem i jest to jedna z ładniejszych gier, jakie widziałem, która korzysta z dobrodziejstw pixel artu.

 

 

Taka estetyka została potraktowana dość poważnie, gdyż ma bezpośredni związek ze światem zwiedzanym przez gracza, a ten zachwyca szczegółowością i bogatością treści. NPC z chęcią dzielą się z nami informacjami na jego temat, lecz narracja jest czasem mocno przesadzona. Potrafi to wybić z rytmu, gdy bohaterowie używają przesadnie rozbudowanych dialogów, bogatych w zwroty pokroju Techno-épée, Exe-île, Simulation Azur, Maisons du Trichrome, Arborescence Sacrée. Warto też zainteresować się ścieżką dźwiękową, która zwraca na siebie uwagę – soundtrack jest pełen syntezatorów oraz synthwave’owych naleciałości, pojawiają się też akcenty tradycyjnej muzyki japońskiej.

 

Metroidvania wiecznie żywa

 

Patos fabularny nie jest jednak aż tak dużym problemem, gdy skupimy się na eksploracji pomieszczeń, które mają wiele oblicz i potrafią zapierać dech w piersiach. Narita Boy z chęcią korzysta z uroków gatunku metroidvania i bardzo często będziemy cofać się do wcześniej odwiedzonych miejsc, po zdobyciu klucza otwierającego niedostępne drzwi. W grze niestety nie ma żadnej mapy, a niektóre pomieszczenia są do siebie za bardzo podobne, więc zdarzało się, że błądziłem po omacku w celu odnalezienia interesującego mnie miejsca.

 

 

Rozgrywkę można przyrównać do Dead Cells, z której usunięto elementy roguelike’a. Główny bohater zostaje wyposażony w Techno-Sword i wraz z postępami fabularnymi stopniowo odblokowywane są nowe umiejętności. Na początku repertuar ruchów jest dosyć skromny – atak mieczem, unik, uderzenie ramieniem – jednakże po jakimś czasie pojawiają się też bardziej rozwinięte narzędzia mordu, ułatwiające rozgrywkę.

 

W grze pojawiają się również elementy platformowe, które w ogólnym rozrachunku bywają przyjemne, lecz zdarzają się sytuacje, gdzie są niezwykle frustrujące. Gdy musimy przeskoczyć z jednej dużej platformy na drugą, to nie ma najmniejszego problemu. Niestety, gdy musimy wykazać się precyzją ruchu, wtedy dostajemy obuchem po twarzy, gdyż twórcy wprowadzili dość słabo zaplanowany system skakania. W trakcie skoku główny bohater zachowuje się jak szmaciana lalka i kierowanie bohaterem jest utrudnione i mało precyzyjne.

 

 

Narita Boy nie jest grą perfekcyjną, ale mimo wszystko oferuje bardzo przyjemną rozgrywkę w stylu neo-retro. Z szacunkiem wspomina kulturę lat osiemdziesiątych, a w połączeniu z wysublimowaną oprawą audiowizualną wywołuje wiele pozytywnych emocji. Jest to pierwsza gra Studia Koba, więc mam nadzieję, że ich następne produkcje będą wykazywać taki sam lub nawet wyższy poziom. Nie mogę się doczekać tego, co nam pokażą w przyszłości.

 

 

Cena w eShopie: 100 zł

Podziękowania dla Team17 za dostarczenie gry do recenzji.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + przepiękna oprawa audiowizualna
  • + wciągająca rozgrywka
  • + fabuła i świetnie przedstawione konteksty kulturowe

Wady

  • - irytujące elementy platformowe
  • - czasem zbędny patos fabularny
  • - nieczytelność niektórych poziomów

7.5

Wyświetleń: 2554

Redaktor

Łukasz Jankowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *