Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Rajskie wakacje – recenzja Super Mario Sunshine (Super Mario 3D All-Stars)

Może to stwierdzenie jest odrobinę przesadzone, ale Super Mario Sunshine…

6 października 2020

Może to stwierdzenie jest odrobinę przesadzone, ale Super Mario Sunshine jest jak Krzysztof Ibisz – lata lecą, a trudno dostrzec w tej grze oznaki starzenia. Jednak czy jest to sprawa wyłącznie zewnętrznej warstwy wizualnej, która doczekała się drobnego odświeżenia w wydaniu All Stars 3D, czy może to zasługa w dalszym ciągu świeżej rozgrywki? Czas przyjrzeć się bliżej Super Mario Sunshine po liftingu na Nintendo Switch.

 

 

 

Chwila oddechu

 

Każdy zasługuje na chwilę wolnego – szczególnie tak bardzo zarobiony człowiek jak Mario, którego wachlarz codziennych obowiązków zdecydowanie wykracza poza jego wyuczony zawód. Jednak czy jest miejsce, w którym można przez chwilę zapomnieć o problemach świata? Otóż tak, moi drodzy – Delfino Island. Nie słyszeliście? Spokojnie… Mario, Peach, Toadsworth oraz kilka Toadów, którzy wybrali to miejsce za cel swojej wakacyjnej wyprawy, również nie zdawali sobie sprawy z widoku, jaki zastaną po wylądowaniu na plaży Wyspy Delfina. Przyjaźnie nastawieni mieszkańcy, piękne plaże i rozmaite atrakcje dla całej rodziny – obraz rajskiej wyspy niestety szybko zostaje spaczony kapką czarnego śluzu.

Po dotarciu do celu szybko okazuje się, że miejsce zostało zaatakowane przez czarną maź, która pochłania budynki oraz więzi mieszkańców. Na domiar złego, winnym całego zamieszania jest przeźroczysty sobowtór Mario, który zrzuca winę na oryginalnego wąsatego hydraulika. Zamiast hucznego powitania rodem z hawajskich wysp, Mario trafia przed sąd, gdzie zostaje oskarżony o zniszczenie publicznego mienia i skazany na posprzątanie bałaganu narobionego przez złego dopplera. Jednak Mario nie zostaje sam na placu boju. Z pomocą w ogarnianiu brudu przychodzi robocik przypominający wąż strażacki – FLUDD (Flash Liquidizer Ultra Dousing Device), plujący wodą pod wysokim ciśnieniem. A jak z praktyki dobrze wiemy – brud nie lubi się z wodą, czy coś… Czy poza miastem Mario oczyści swe nieskazitelne imię? Tego będziecie musieli przekonać się sami podczas eksploracji wielu ciekawie zaprojektowanych poziomów.

 

 

Droga do wolności

 

Jeżeli ten szalony wstęp fabularny przyprawił was o lekki zawrót głowy, to jedynie informuję, że w dalszych etapach historia skręca na jeszcze dziwniejsze tory. I w sumie to bardzo dobrze, bo pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem, że historia w Mario w drobnym stopniu mnie zaangażowała. Jest to w dużej mierze zasługa spójności fabularnej, która po raz pierwszy nadaje – w pewien sposób – sensu całej akcji gry.  Ratowanie Peach również ma miejsce, lecz też jest ono sensownie umotywowane. Jednak mimo lepszego umotywowania działań protagonisty, nie samą historią Sunshine stoi.

Jak na platformówki przystało, głównym motorem napędowym produkcji jest gameplay. Ten zrealizowany jest bardzo pomysłowo, przez co mimo osiemnastu lat na karku w dalszym ciągu sprawia tyle samo frajdy, co w dniu premiery. Nacisk w grze położony jest na lanie wodą (i nie mam tu na myśli zbędnego wypełniacza treści), z pomocą której Mario zadaje obrażenia przeciwnikom, zmywa czarną maź z zanieczyszczonych terenów oraz uzyskuje dostęp do trudno dostępnych części poziomów.

 

 

Strumienie kierować można przy pomocy różnego typu dysz, które odblokowywać będziemy wraz z postępem gry. Początkowo do dyspozycji dostaniemy dwa rodzaje: standardową – kształtującą laminarną strugę oraz rozgałęźnik – zamieniający FLUDDa w plecak odrzutowy. Dobór odpowiedniej z nich jest kluczowy w sekcjach platformowych oraz starciach. Jednak czy jest trudno?

 

Czy trzeba umieć pływać?

 

Trudność w Super Mario Sunshine to pojęcie względne; czynnikiem znacznie utrudniającym zdaje się być głównie wariująca kamera. Podczas rozgrywki przyjdzie nam odwiedzić kilka różnych poziomów, dostęp do których odblokujemy, oczyszczając odpowiednią sekcję w Delfino Plaza – główny HUB gry. Każda z krain podzielona jest na osiem epizodów o wzrastającym poziomie trudności. Do ukończenia tytułu nie jest wymagane „maksowanie” każdego rozdziału, jednak by zobaczyć napisy końcowe należy się odrobinę pomęczyć. Zadanie w epizodach sprowadza się do zdobycia jednego ze Słońc (w grze jest ich aż 120), będącego nagrodą za wykonanie odpowiedniego wyzwania. Te w większości polegają na uzbieraniu odpowiedniej ilości czerwonych monet, pokonania skomplikowanej sekcji platformowej lub silniejszego przeciwnika w lokacji.

 

 

Mimo powtarzalności do gry nie wkrada się rutyna. Wizyta w każdej lokacji dostarcza nowych wrażeń oraz na tyle odświeża wyzwanie, że wykonanie tego samego zadania na innym etapie wymaga innowacyjnego podejścia. Do moich ulubionych wyzwań zdecydowanie zaliczają się sekcje platformowe, w których „zły Mario” zabiera nam FLUDDa, zmuszając do ukończenia epizodu w standardowy sposób. Etapy te doskonale pokazują, jak bardzo gracz przyzwyczaja się do nowych mechanik i uzależnia swoją motorykę od nowości wprowadzonych do gry.

 

 

Jak dwie krople wody?

 

Jako część paczki All Stars gra może pochwalić się mniejszymi i większymi udoskonaleniami względem oryginału. Pierwszą i najbardziej zauważalną jest zmiana proporcji wyświetlanego obrazu. Starą i nieaktualną już 4:3, wykorzystywaną w starych telewizorach, podniesiono do panoramicznego 16:9. Zmiana ta niosła ze sobą również podniesienie rozdzielczości wyświetlanego obrazu do 1080p w trybie zadokowanym oraz 720p przenośnie. Mimo wiekowego już silnika gry – Sunshine hula na polepszonym silniku Mario 64 – fizyka wody oraz jej wygląd w dalszym ciągu prezentują się całkiem przyzwoicie. Jedynie sztucznie wyglądają włosy na głowie Mario z wyraźnym wycięciem na jego czapkę. Szkoda, że do oglądania tego widoku zmuszani jesteśmy z każdym zdobyciem Słońca.

 

 

Mimo poprawy wizualnej dziwi jednak fakt pozostawienia ilości klatek na sekundę na poziomie 30. Zważając na fakt, że bardziej zaawansowany i ładniejszy Super Mario Galaxy wyświetlany jest w 60 FPSach, można odnieść wrażenie, że zamiast remastera „z napracowaniem” przygotowano grę przepuszczoną przez emulator. I… tak niestety jest. Świadczą o tym liczne pozostałości z oryginalnej wersji na Gamecube. Pozostawiono między innymi grafikę przycisku X z gamecubowego pada w prawym dolnym rogu ekranu oraz czerwony przycisk nad postaciami – tak jak w oryginale. Na szczęście przywrócono domyślne sterowanie kamerą, która na Gamecube obsługiwana była z wykorzystaniem odwróconej osi Y.

 

 

Aloha Oe

 

Ten, kto nie słyszał charakterystycznego motywu z Super Mario Bros. lub memicznego Slider Race z Super Mario 64, niech lepiej wyjdzie spod swojego kamienia i łyknie garść świeżej porcji internetowej treści. Z myślą o takich osobach – lub fanach muzyki Marianowej – w ramach paczki All Stars przygotowano kompletne wydanie wszystkich utworów muzycznych z całej trylogii, dostęp do którego uzyskać można z poziomu menu głównego gry. Ciekawy dodatek, jednak odrobinę niepotrzebny; szczególnie w dobie YouTube Music, Spotify i innych strumieni audio. Gorąco jednak zachęcam do przesłuchania soundtracku z Sunshine, bo osobiście uważam, że jest to część z najbardziej przyjemnymi i wpadającymi w ucho kawałkami. Polecam do nucenia pod prysznicem motywu Deflino Plaza z dodanymi w tle odgłosami skoku Mario.

Miłym dodatkiem jest również występujący w cutscenach voice–acting. Wszyscy z wyjątkiem Mario, który w dalszym ciągu rzuca krótkimi onomatopejami, przemawiają ludzkim głosem. Niestety w samej grze wypowiedzi zastąpione są zwykłymi dymkami z tekstem, okraszonymi bełkotem postaci w tle. Jednak czy przeszkadzał mi brak voice-actingu w rozgrywce? Nie powiedziałbym. W przypadku tej serii, lepiej trzymać się słynnego polskiego powiedzenia „milczenie jest złotem”.

 

 

Czysty jak łza

 

Status złotego można otrzymać nie tylko poprzez samo milczenie. Mimo że w Super Mario Sunshine wszyscy przemawiają ludzkim głosem, sama gra zdecydowanie na ozłocenie zasługuje. Spójna historia, w której protagonista oraz pozostali bohaterowie odnajdują w miarę sensowne motywacje, jest wyłącznie zewnętrzną otoczką dla serca produkcji, jaką jest rozgrywka. Doskonałe połączenie stosunkowo trudnych sekcji platformowych, wymagających od gracza sprawności manualnej oraz zrozumienia mechaniki sterowania FLUDDem, jest źródłem czerpania satysfakcji z ukończenia każdego wyzwania stawianego przez grę. Trudno odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z produkcją z 2002 roku. Mimo że graficznie nie ma na czym za bardzo zawiesić oka, tak jestem przekonany, iż grając w Super Mario Sunshine się nie zawiedziecie. Jeżeli nie graliście, to warto nadrobić zaległości. Szczególnie, że jest to produkcja dosyć zapomniana w naszym kraju. Czy jest to jednak tytuł warty wydania 219 zł? Odpowiedź na to pytanie jest już nieco trudna, zwłaszcza, że od strony technicznej trudno dostrzec w grze wycenionej na ponad 200 złotych trud prac renowacyjnych. Nawet jeśli jest to część paczki trzech gier.

 

Sprawdź recenzję Super Mario 64

Sprawdź recenzję Super Mario Galaxy

 

Podziękowania dla Conquest za dostarczenie gry do recenzji.

 

 


Podsumowanie

Zalety

  • + interesująca historia (jak na Mario)
  • + ciekawie zaprojektowane sekcje platformowe
  • + FLUDD
  • + oprawa audio wizualna

Wady

  • - praca kamery
  • - można by się pokusić o więcej nowości graficznych

9

Wyświetleń: 4938

Redaktor

Mikołaj "SynKury" Stryczyński

Legenda głosi, że wykluł się z jaja i od tego czasu pałęta się po świecie, ucząc się języka ludzi. Ze względu na dosyć ubogi system porozumiewania się homo sapiens, preferuje synergiczne doznania komunikacyjne, płynące z gier wideo. Poza tym studiuje, pisze scenariusze, kocha filmy i inne czynności będące czystą synekurą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *