Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Szaleństwo i poświęcenie – recenzja Hellblade: Senua’s Sacrifice

Hellblade: Senua’s Sacrifice, jedna z najciekawszych (pozytywnych!) niespodzianek ostatnich kilku…

19 kwietnia 2019

Hellblade: Senua’s Sacrifice, jedna z najciekawszych (pozytywnych!) niespodzianek ostatnich kilku lat, wreszcie zawitała na Switcha. Jak przedstawia się symulator szaleństwa na konsoli Nintendo?

Chyba każdy z nas ma takiego znajomego, który za nami chodzi i namawia do zagrania w jakąś grę. I tak do znudzenia. Podobnie było ze mną. Kolega z pracy przez kilka miesięcy codziennie wysyłał mi materiały dotyczące Hellblade – gry, którą początkowo nie byłem specjalnie zainteresowany. W pewne smutne, deszczowe popołudnie jesienią zeszłego roku, w końcu się złamałem i kupiłem ją na PC. Ze sceptyka momentalnie zmieniłem się w kogoś, kto się w tym niepozornym tytule kompletnie zakochał. Dzięki, Andrzej. Twoje zrzędzenie nie poszło na marne!

Mimo uczucia, jakie żywię do tej produkcji, byłem nieco sceptyczny co do tego, jak „pstryczek” poradzi sobie z tą dosyć wymagającą graficznie grą. Czekało mnie tu miłe zaskoczenie. Ale po kolei. O co tyle szumu z tym Hellblade?

Tytuł opowiada historię celtyckiej wojowniczki o imieniu Senua. Historię z gruntu tragiczną, bo już na samym początku dowiadujemy się, że właśnie straciła swojego ukochanego, Dillona, podczas ataku wikingów na ich wioskę. Senua nie jest jednak osobą, która łatwo się poddaje. Udaje się na wyprawę do Helheim – nordyckiej krainy śmierci – aby podjąć się szaleńczej próby pokonania władczyni zmarłych – Heli – i przywrócenia swojego oblubieńca do życia. Podróż nie zapowiada się łatwo i Senua wie, że będzie musiała poświęcić wszystko, być może nawet własne życie.

Brzmi raczej standardowo, prawda? Jest jednak rzecz, która kompletnie zmienia percepcję wątku fabularnego: nasza bohaterka cierpi na schorzenie psychiczne, prawdopodobnie na schizofrenię. Przez całą grę będą nam towarzyszyć przeróżne halucynacje. Są one zarówno wizualne – Senua widzi rzeczy, które w rzeczywistości nie istnieją – jak i dźwiękowe – słyszy głosy w swojej głowie. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. Ciągłe szepty krytykujące wszystko, co robi bohaterka i zniechęcające do dalszej drogi genialnie stymulują objawy, jakie mogą mieć osoby walczące z tą chorobą. W pewnym momencie gracz może zastanawiać się, jak wiele z wydarzeń zawartych w grze faktycznie ma miejsce, a ile z nich odbywa się w głowie naszej bohaterki. Podczas rozgrywki nie znajdziemy na to jasnej odpowiedzi, ale to w sumie pozytywny zabieg. Co ciekawe, w produkcję zaangażowani byli psychiatrzy i osoby, które borykają się ze schizofrenią. Sprawia to, że psychoza, którą przeżywa Senua, jest jak najbardziej realistyczna. Muszę przyznać, że taki poziom dbałości o szczegóły w przedstawianiu chorób psychicznych w grach jest czymś zupełnie nowym i stanowi fantastyczny plus tej produkcji – czegoś takiego nie widziałem nigdzie indziej.

Sam gameplay składa się głównie z eksplorowania splądrowanej krainy, potyczek z przeciwnikami i rozwiązywania przeróżnych zagadek. Walka jest, niestety, dość typowa i nie wyróżnia się niczym od innych gier typu hack and slash. Do dyspozycji mamy tutaj szybki atak, silny atak, kopniak wyprowadzający przeciwników z równowagi, parowanie i uniki, czyli w sumie standard gatunku. Nie oznacza to jednak, że bitwy są nieprzyjemne – wybijanie armii wizualnie wykręconych przez chorobę Senuy wikingów daje sporo frajdy, szczególnie, gdy musimy zmierzyć się nie z jednym, a kilkoma przeciwnikami naraz. Tętno podniosą nam też bossowie, których napotkamy na swojej drodze, gdyż przy nich często trzeba się więcej wysilić. Mimo tego, walka jest chyba najsłabszą częścią tego tytułu.

Każdy z “etapów” gry ma swój własny typ zagadek. Większość z nich polega na odpowiednim ustawieniu naszej bohaterki w taki sposób, żeby znajdujące się przed nią przedmioty ułożyły się w jakiś konkretny kształt lub całość. Możemy w ten sposób np. naprawić elementy otoczenia – jeśli ustawimy się tak, że z perspektywy Senuy dwoje zupełnie osobnych, zniszczonych schodów stworzy całość, magicznie się naprawią. Dla mnie niewątpliwym plusem takich zagadek jest to, że bardzo dobrze współgrają z narracją gry. Skoro cały czas towarzyszą nam halucynacje, a Senua ma problemy z odróżnieniem jawy od szaleńczych wizji, takie zagadki nabierają od razu więcej sensu – bohaterka prawdopodobnie nie manipuluje otoczeniem, a jedyne zmiany zachodzą w jej umyśle, toczonym przez chorobę.

Choć żaden z tych elementów nie jest może sam w sobie wybitny, razem tworzą świetne tło dla rozgrywających się na ekranie emocji. A emocji mamy tu masę. I to świetnie zagranych. Chyba nie ma obecnie na Switchu innej gry, która mogłaby konkurować z Hellblade w kwestii poziomu gry aktorskiej. Senua nie jawi się nam jako drewniana, dwuwymiarowa postać, mająca tylko machać mieczem, a jak prawdziwa, zrozpaczona kobieta, która jest zdeterminowana poświęcić wszystko dla swojego ukochanego. Co ciekawe, osoba wcielająca się w główną bohaterkę nie jest profesjonalną aktorką, a członkinią zespołu, zatrudnioną w firmie na stanowisku video editor. Podczas testowania systemu motion capture, pomagała ekipie, która była za to odpowiedzialna, ale okazała się tak świetna, że studio zrezygnowało z zatrudniania profesjonalistki. Dodam też, że wysoka ocena gry aktorskiej nie jest tylko moją fanaberią –  Melina Juergens otrzymała za nią prestiżową nagrodę BAFTA.

Jak udało się przenieść dość wymagającą oprawę graficzną gry na Switcha? Zaskakująco dobrze. Oczywiście, zdarzają się pewne problemy. Szczególnie w trybie przenośnym dość mocno obcięte są dodatkowe efekty, a ilość klatek na sekundę miejscami nieco spada. Ale te drobne mankamenty kompletnie nie psują odbioru tego tytułu. Grając na TV, wszystko wygląda świetnie i nie odbiega specjalnie od tego, co moglibyśmy uzyskać na średniej jakości PC czy konsolach konkurencji. Jak widać, w małym tablecie drzemie wielka siła.

Na sam koniec zostawiłem coś, co mnie osobiście bardzo pozytywnie zaskoczyło, gdy pierwszy raz grałem w Hellblade. Oprawa dźwiękowa jest kompletnie nie z tej ziemi. W Hellblade koniecznie należy grać w słuchawkach, bo gra używa tzw. binaural audio. Z punktu widzenia laika to po prostu audio nagrane i odtwarzane w 3D. Duża część szaleństwa Senuy jest przedstawiona w warstwie dźwiękowej, poprzez głosy w jej głowie. Dzięki zastosowanemu rozwiązaniu robi to naprawdę kolosalne wrażenie, którego nie można porównać z żadną inną grą.

Hellblade jest grą na tyle unikalną, że każdy powinien w nią zagrać. Emocjonalna historia celtyckiej wojowniczki porwie chyba nawet największego sceptyka. Bardzo polecam! Szaleństwo jeszcze nigdy nie było tak atrakcyjne.

Podziękowania dla Ninja Theory za dostarczenie gry do recenzji.


Podsumowanie

Zalety

  • + Fantastyczna gra aktorska
  • + Idealna wręcz oprawa muzyczno-dźwiękowa
  • + Ciekawe przedstawienie choroby psychicznej

Wady

  • - Niezbyt odkrywczy system walki

9

Wyświetleń: 6135

Redaktor

Zimny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *