The House of the Dead: Remake Nintendo Switch
RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Dostałem więcej, niż oczekiwałem – recenzja The House of the Dead: Remake

Przyznam, że kiedy po raz pierwszy obejrzałem zapowiedź odnowionej wersji…

7 kwietnia 2022

Przyznam, że kiedy po raz pierwszy obejrzałem zapowiedź odnowionej wersji The House of the Dead, moje serce szybciej zabiło. Może po prostu jestem już taki stary, ale lubię klasyczne gry, zwłaszcza z odświeżoną oprawą audiowizualną. Później dowiedziałem się, że wydawcą jest Forever Entertainment, natomiast za produkcję odpowiada MegaPixel Studio, które stworzyło jedną z najgorszych gier na Switcha, straszącą na Metacritic oceną 0,8/10, mianowicie Agony. Pomyślałem, że to się nie może udać, że tylko zbezczeszczą pamięć o tej leciwej już produkcji, bardzo popularnej kiedyś na automatach. Na szczęście byłem w błędzie, bo finalny produkt przerósł moje, niewielkie zresztą, oczekiwania.

 

 

Sztandarowy przedstawiciel strzelanek na szynach wraca do gry

 

The House of the Dead: Remake to przedstawiciel gatunku już praktycznie martwego. Jednym z jego ostatnich przykładów, jaki przychodzi mi do głowy, jest New Pokémon Snap, chociaż tutaj raczej pstrykamy zdjęcia kolorowym stworkom zamiast strzelać z obrzyna do zombiaków lub bandziorów. Bardzo dobrze oceniony został również The House of the Dead: Overkill, jednakże ten ukazał się 13 lat temu na konsoli Wii. Nie pamiętam natomiast, żeby któryś z railshooterów był tytułem AAA.

 

 

Trzeba również wyraźnie zaznaczyć, że recenzowany tytuł, który pierwotnie ukazał się w 1996 roku, był tworzony przede wszystkim z myślą o popularnych wówczas automatach do gier. Polegało to na tym, że wrzucało się monetę i można było grać przez określony czas lub etap. Nie było więc mowy o tym, aby stworzyć ośmiogodzinną kampanię. Produkcja musiała być krótka i treściwa, a do tego emocjonująca. Taka właśnie jest, ponieważ nie doświadczymy zbędnego gadania, niesamowitych zwrotów akcji ani wciągających wątków fabularnych. Od razu jesteśmy przenoszeni w wir walki, a wszelkie rozmowy między bohaterami są ograniczane do minimum.

 

Krótko, ale treściwie

 

Całą grę przejdziemy w 40-60 minut, tak jak w przypadku oryginalnej wersji. Na obecne standardy to krótko, ale w 1996 roku na automatach była to właściwa długość. W odnowionej wersji twórcy nie pokusili się o dodanie nowych rozdziałów, mamy więc ich łącznie cztery. Niektórzy recenzenci zarzucają Forever Entertainment, że firma nie dodała nowej grywalnej zawartości, jednakże ja bym tego tak nie traktował. Głównym założeniem było, aby tytuł był jak najbardziej wierny pierwowzorowi i taki właśnie pozostał. Gdyby dodano nowe rozdziały, również nie wiadomo, jak zostałoby to odebrane przez społeczność. Być może nie wpasowywałyby się do reszty i całość okazałaby się być niejednorodna. Pozostawienie produkcji w takiej formie było więc dość bezpiecznym rozwiązaniem.

 

 

Parę nowości

 

Nie oznacza to oczywiście, że twórcy nie dodali do produkcji niczego poza odświeżoną oprawą graficzną. Pierwszą nowością, jaka rzuca się w oczy, jest tryb hordy. W zwykłym mamy do czynienia przeważnie z dwoma, maksymalnie trzema przeciwnikami na raz. Natomiast nowy tryb oferuje nam zwiększoną liczbę umarlaków do odstrzelenia, których jest nawet siedmiu na raz. Na pewno jest to spore wyzwanie, jednakże zachęca do ponownego przechodzenia tej krótkiej gry. Tym bardziej, że zdecydowano się również o dodanie wewnętrznych trofeów, których na platformie Nintendo niestety (lub stety) brakuje. Dla tych, którzy lubią wbijać „platyny”, jest więc to nie lada gratka i na pewno przedłuża żywotność tytułu.

 

 

Zmian jest oczywiście więcej, ponieważ dodano niedostępną w oryginale bibliotekę przeciwników, dzięki której możemy obejrzeć ich grafiki, poznać ich słabe punkty oraz przeczytać opis. Niby wiele to nie wnosi do samej rozgrywki, ale jednak – miły dodatek. Tym, co z pewnością ucieszy naszych rodaków, jest zaimplementowanie polskich napisów. Tych, rzecz jasna, nie było w wersji z 1996 roku i prawdopodobnie teraz również byśmy ich nie uświadczyli, gdyby remakiem zajęła się jakaś zagraniczna firma.

 

 

Różne poziomy trudności

 

W odnowionej produkcji dostępne są również dwa modele punktacji: standardowy, który obecny był w pierwotnej wersji, oraz drugi, zachęcający do bardziej precyzyjnego strzelania. Oferowanych jest także kilka poziomów trudności, przy czym „normalny” już potrafi być wymagający, natomiast najwyższy z dostępnych skierowany jest do największych weteranów strzelanek na szynach. Wszystko to sprawia, że do zabawy będziemy wracać chętnie, aby doskonalić swoje umiejętności w odstrzeliwaniu niezbyt świeżych kończyn zgnilców.

 

Wiele opcji sterowania

 

Samo sterowanie również oferuje szeroki wybór opcji i ustawień. Strzelać można przy użyciu gałek analogowych (lewej lub prawej, zależnie od tego, jak nam wygodniej) lub z zastosowaniem żyroskopu. W tym celu wyciągamy Joy–Con z szyny i trzymamy go w dłoni. To drugie rozwiązanie jest bardziej precyzyjne i wygodniejsze, chociaż również nie jest pozbawione problemów. Moim zdaniem lepiej celowało się na Wii przy pomocy standardowych kontrolerów.

 

 

Na kanapie ze znajomym

 

Jedną z najważniejszych funkcji, za którą cenię cała serię The House of the Dead, jest możliwość gry w dwie osoby na jednym ekranie. Taki kanapowy co–op należy już do rzadkości we współczesnych produkcjach. Zwykle stawia się raczej na kampanię dla pojedynczego gracza lub wieloosobową grę sieciową. Dlatego w mojej osobistej hierarchii tytuły, które oferują możliwość zabawy na jednej konsoli z osobą siedzącą obok już zyskują oczko wyżej w punktacji. Moim zdaniem jest to kwintesencja tego typu produkcji.

 

 

Jakość stworzona od podstaw

 

Ostatnią, chociaż wcale nie najmniej ważną kwestią, o jakiej należy wspomnieć, jest szata graficzna. Forever Entertainment i MegaPixel Studio należy się ukłon za to, że nie zdecydowali się na remaster, który tylko podbijałby rozdzielczość i płynność rozgrywki. Mamy do czynienia z produkcją stworzoną od podstaw, a przeskok jakościowy widoczny jest gołym okiem. Oczywiście nie jest to grafika, która zapierałaby dech w piersiach. Wspomniane polskie studio nie zajmuje się tworzeniem tytułów AAA i wcale takiego nie oczekiwałem. Ale przyznam, że jak na możliwości Switcha całość wygląda naprawdę schludnie, a jednocześnie stylistyka zachowuje klimat gier z lat 90.

 

 

Modele postaci są płynne, natomiast otoczenie, takie jak kamienie czy ściany, nie jest przesadnie rozmyte. A taką technikę lubi stosować wiele studiów odpowiedzialnych za tworzenie portów na Switcha. Tutaj twórcy nie poszli na łatwiznę. Jest nawet miła dla oka gra świateł. Jeszcze raz podkreślam, że nie jest to mistrzostwo, jeśli chodzi o oprawę graficzną. Jest na poziomie miłym dla oka i schludnym, co moim zdaniem wystarcza w przypadku tego typu gry, która nie jest tytułem wysokobudżetowym.

 

Wysoka wydajność

 

Bardzo zaskoczyła mnie także wydajność, ponieważ tytuł działa w 50-60 klatkach na sekundę, a w przypadku tego typu produkcji ten fakt mocno rzuca się w oczy. Przycięcia lub spowolnienia zdarzają się sporadycznie i nie wpływają szczególnie na przyjemność czerpaną z zabawy. Widać, że twórcy podeszli poważnie do zadania i postanowili oddać w ręce gracza produkt dopracowany na miarę ich możliwości.

 

The House of the Dead: Remake jest produkcją, która przypadnie do gustu przede wszystkim weteranom gatunku, jednakże jestem przekonany, że również wśród młodszego pokolenia znajdzie się wiele osób, którym rozgrywka sprawi wiele przyjemności. Nie jest to tytuł wybitny, ale również nie nazwałbym go przeciętnym, ponieważ widać, że do jego stworzenia zostało włożone wiele wysiłku, a sami twórcy w przypadku niektórych rozwiązań nie chcieli iść na łatwiznę. Zwykle w odniesieniu do tej produkcji pojawia się zarzut, że jest ona zbyt krótka, jednakże należy pamiętać o tym, że twórcy starali się zachować jak największą zgodność z oryginałem. Co więcej, może nawet nie mieli możliwości rozbudowania rozdziału. Jednak pomimo tego zaimplementowany został nowy tryb hordy oraz rozwiązania, które zachęcają do ponownego przechodzenia tytułu.

 

Cena w eShopie: 99,99 zł

Podziękowania dla Forever Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + przyzwoita grafika przy zachowaniu wysokiej wydajności
  • + galeria potworów
  • + polskie napisy
  • + zachowanie klimatu oryginału
  • + możliwość gry w dwie osoby na jednej konsoli
  • + tryb hordy dający więcej wyzwań

Wady

  • - brak większego rozbudowania historii
  • - kampania na jedną godzinę
  • - sporadyczne zwolnienia animacji

7.5

Wyświetleń: 3704

Redaktor

Paweł Sępioł

Wyznawca Eris z utęsknieniem czekający na powrót Wielkich Przedwiecznych. Na nowo odkrył miłość do Nintendo, chociaż od wielu lat romansuje jeszcze z PlayStation. Fan planszówek, horroru w każdej formie oraz zombie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *