Jeszcze lepsza apokalipsa – Recenzja Shin Megami Tensei V: Vengeance

Shin Megami Tensei V było jednym z lepszych jRPGów wydanych…

16 lipca 2024

Shin Megami Tensei V było jednym z lepszych jRPGów wydanych na “pstryka” w 2021 roku (naszą literacko rozbudowaną recenzję znajdziecie tutaj). I choć jej wysoki poziom trudności i ogólnego skomplikowania sprawił, że nie była to gra dla niedzielnych graczy, fascynujący świat, niezła grafika i fabuła niestroniąca od tematów tabu spowodowały, że jest to tytuł którego nie mógł przepuścić żaden fan “dorosłych” RPGów na konsolach. Wielu twórców gier spoczęłoby po czymś takim na laurach. Atlus nie powiedział jednak ostatniego słowa.  Wydana niedawno na switcha i inne platformy Shin Megami Tensei V: Vengeance to ostateczna wersja hitowej gry, która podrasowuje lub zmienia chyba każdy jej aspekt, zaczynając od fabuły, a na udogodnieniach dotyczących rozgrywki kończąc. 

 

Anioły i demony, bogowie i uzurpatorzy

 

 

Zanim jednak przejdziemy do różnic pomiędzy oryginalnym wydaniem Shin Megami Tensei V, a wersją Vengeance, warto przypomnieć nieco o oryginale. Wcielamy się w nim w licealistę mieszkającego w Tokio, które od kilku tygodni stało się sceną brutalnych, niewyjaśnionych morderstw. Seria dziwnych wydarzeń podczas powrotu ze szkoły sprawia, że ląduje on w tak zwanym Netherworld – miejscu umieszczonym na ruinach Tokio 20 lat po wydarzeniach ze wstępu. Jest ono areną brutalnej walki pomiędzy Bogiem Porządku a demonami i pomniejszymi bogami, które próbuję odzyskać należne im miejsce w panteonie. Aby przeżyć w tym świecie nasz bohater godzi się na połączenie z jednym z demonów – Aogami – i zaczyna swoją podróż, która na zawsze ukształtuje losy nie tylko Tokio, ale też całego świata. 

 

Słodka zemsta

 

 

Co ciekawe, już w warstwie fabularnej widzimy spore zmiany jakie zostały wprowadzone przez Vengeance. Najważniejszą z nich jest chyba wprowadzenie zupełnie nowej linii fabularnej, która oprócz nowej historii oferuje nam dostęp do dwóch dodatkowych możliwych zakończeń (oryginał miał ich 3, plus jedno sekretne). Dodatkowa ścieżka fabularna, zwana Canon of Vengeance, skupiona jest na  tajemniczej postaci o imieniu Yoko i jej misji zemsty nad bogami i demonami.  Nowy wątek jest jeszcze bardziej mroczny niż ten oryginalny i w mojej ocenie dużo lepszy. Postacie i ich motywacje są tu znacznie lepiej rozwinięte, a fabuła ma kilka ciekawych zwrotów akcji. Ale nawet jeśli ktoś zdecyduje się na zagranie w oryginalną ścieżkę (nazwaną tutaj Canon of Creation), nadal może spodziewać się pewnych zmian w fabule. Pojawiają się nowe dialogi i interakcje, dzięki czemu postacie poboczne, które w oryginale były nieco “niedopieczone”, stają się dużo ciekawsze i łatwiej się z nimi identyfikować. Ogromny szacunek dla Atlusa za to, że nie poprzestali tylko na podrasowaniu aspektów gameplayowych.

 

Pokemony dla dorosłych

 

 

A jeśli już o samej rozgrywce mowa, większość czasu spędzimy eksplorując zrujnowane Tokio i walcząc z przeróżnymi bożkami i demonami. Szczęśliwie nie ma potrzeby stawiać im czoła samotnie. Prawie każdą z napotkanych istot możemy zrekrutować do naszej drużyny poprzez rozmowę z nią i przekupienie różnymi prezentami. Co więcej, te postacie możemy ze sobą łączyć, aby ewoluować je w jeszcze potężniejsze istoty, zachowując część ze zdobytych przez nie wcześniej cech i umiejętności. Lista fantastycznych istot które napotkamy na swojej drodze jest też imponująco długa, bo w wersji Vengeance jest ich aż 230 (!). Dlatego właśnie gra przypomina najbardziej chyba tytuły z serii Pokemon, choć ze znacznie bardziej mrocznymi podtekstami. Ciekawym dodatkiem w Vengeance jest to, że można tymczasowo walczyć ramię w ramię z ludzkimi postaciami drugoplanowymi – w oryginale pojawiały się one właściwie wyłącznie podczas cutscenek, co sprawiało, że interakcje z nimi były nieco “sterylne”. 

 

Bez litości

 

 

Sama walka jest równie trudna i brutalna jak była w oryginale – przy odrobinie nieuwagi nawet zwykły random encounter na poziomie gry normal może przerodzić się w masakrę na naszej drużynie. Kluczowym elementem do opanowania walki w Netherworld jest system podatności, które ma każda postać biorąca udział w potyczkach. Przykładowo, część demonów będzie mniej odporna na ogień, a inne na ataki elektryczne. Jest to o tyle ważne, że nie oznacza to tylko większych obrażeń które im zadajemy – każde wykorzystanie słabości na jakiś element wrogiej istoty daje nam dodatkowy ruch w naszej turze – i vice versa, wróg trafiający w naszą słabość otrzyma dodatkową turę. Sprawia to, że bez dobrego zrozumienia i wykorzystania tego systemu przeciwnicy szybko zmiotą nas z planszy, nawet jeśli gramy na poziomie trudności “normal”. Nie widzę tego jednak jako wady – wysoki poziom trudności sprawia, że gra wymaga ciągłego myślenia i kombinowania, zarówno na poziomie budowania wszechstronnej drużyny, jak i na etapie wybierania konkretnych ataków podczas potyczek z siłami przeciwnika. 

 

Apokalipsa deluxe

 

 

Doskonałą wiadomością dla fanów serii jest to, że ten wysoki poziom trudności został nieco zbalansowany przez usprawnienia w kwestiach rozgrywki. Po pierwsze i chyba najważniejsze, można NARESZCIE save’ować w dowolnym momencie. Możliwość zapisu gry tylko w określonych miejscach rodem z gier PS2 była dla mnie sporą frustracją przy oryginalnym Shin Megami Tensei V, szczególnie, że nawet szeregowy przeciwnik potrafił czasem zdewastować mój zespół. Wprowadzono także punkty szybkiej podróżny, które pozwalają sprawnie przemieszczać się po mapie. Jest to szczególnie przydatne gdy mamy do zdania jakieś zadanie poboczne. Cieszą też zmiany dotyczące tzw. Abscesses – w oryginale były to portale które ciągle tworzyły przeciwników, a bez ich zniszczenia duża część mapy była po prostu zablokowana. W Vengeance nie blokują już one mapy. Nadal warto je zniszczyć, bo nagrody za nie są bardzo dobre, ale są one zupełnie opcjonalne. Poza większy zmianami Vengeance dostarcza multum drobniejszych usprawnień, jak dodatkowe side questy, podwyższony maksymalny poziom postaci, nowy ultra-trudny poziom wyzwania czy efekty synergii pomiędzy konkretnymi demonami. Szczerze mówiąc, jestem w szoku – w czasach gdzie często wersja Deluxe oznacza po prostu lifting graficzny czy dodatkowe skórki, Atlus naprawdę się postarał. Jedyną (choć sporą) plamą na tym wspaniałym obrazie jest brak polskiej wersji językowej w grze. Jest to o tyle frustrujące, że wersja na PC czy PS taką wersję posiada. Nie znajduję wyjaśnienia dla takiego stanu rzeczy i mam (nikłą) nadzieję, że zostanie to zaadresowane później w jakiejś łatce. 

 

Śliczna apokalipsa

 

 

W kwestiach graficznych niewiele zmieniło się od czasów Shin Megami Tensei V. Zarówno grafika jak i performance pozostają na bardzo podobnym poziomie. Są to i dobre i złe wieści – gra wygląda niezwykle ładnie, a ruiny Tokio potrafią być naprawdę imponujące, ale niestety zdarzają się czasem spadki FPS. Choć nie są one częste i niespieszna natura gry niweluje nieco ich znaczenie i tak liczyłem, że FPSy w wersji na Switcha dostaną choć małego kopa. Na niewątpliwy  plus natomiast zaliczyć należy oprawę dźwiękową, która już wcześniej byłą doskonała, a w nowej wersji zyskała kilkadziesiąt nowych utworów. 

 

Shin Megami Tensei V: Vengeance to gratka zarówno dla tych, którzy piątą grę z (główniej) serii ograli już dawno, jak i dla tych, którzy wcześniej po nią nie sięgnęli. Twórcy gry naprawdę pokazali, jak się robi wersje deluxe i należą się im za tym ogromne brawa. Już oryginalna gra była prawie perfekcyjnym jRPG, a wersja Vengeance solidnie podrasowuje większość aspektów rozgrywki i sprawia, że jest to tytuł obok którego żaden fan mrocznych gier lub RPGów nie powinien przejść obojętnie. Kupować! 

 

 

Cena w eshopie: 259 PLN

Podziękowania od Cenega za dostarczenie gry do recenzji.


Podsumowanie

Zalety

  • + Wymagający system walki
  • + Nowa, mroczniejsza linia fabularna
  • + Lepiej rozwinięte postacie poboczne
  • + Udogodnienia w strefie rozgrywki

Wady

  • - Spadki FPS
  • - Brak polskiej wersji językowej (dostępnej na innych konsolach)

9.5

Wyświetleń: 1450

Redaktor

Zimny

Fan gier indie, strategii, RPG, Nintendo i wszystkiego co ma związek z retro gamingiem. Swego czasu współtworzyłem jedną z największych polskich stron o jRPG. Z wykształcenia jestem anglistą, a w “prawdziwym życiu” pracuję nad przeróżnymi projektami IT.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *