Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Fatality na Switchu – recenzja Mortal Kombat 11

Serię Mortal Kombat kojarzę przede wszystkim z natarczywego wpychania ostatnich…

20 maja 2019

Serię Mortal Kombat kojarzę przede wszystkim z natarczywego wpychania ostatnich drobniaków do automatów z grą, ilekroć miałem okazję pojechać w wakacje nad morze. Na przekór swej zatrważającej brutalności, towarzyszy mi od najmłodszych lat. Nic więc dziwnego, że zapowiedź najnowszej części na Nintendo Switch wywołała u mnie ogromną ekscytację. Razem z nią pojawiły się jednak, równie wielkie, obawy. Switch parę razy przekonał mnie, że zwyczajnie nie nadaje się do skomplikowanych graficznie i technicznie gier, a przedpremierowe pogłoski o koszmarnym porcie Nintendo tylko pogłębiły mój strach. Jak jest w rzeczywistości?

 

Zderzenie światów

 

Fabuła najnowszej części rozpoczyna się tuż po zakończeniu ostatniej. Wielki bóg Raiden, pokonawszy czarnoksiężnika Shinnoka, przesiąka do granic możliwości złą energią. Zamierza raz na zawsze rozprawić się ze sługami ciemności, idąc po trupach do celu. Kontaktuje się z elitarną jednostką wojskową – a w jej składzie znani już serii bohaterowie, tacy jak Sonya Blade, Cassie Cage czy Jacqui Briggs. Planują zniszczyć pałac Netherrealm – główną siedzibę zepsutego Liu Kanga oraz Kitany, aby położyć kres mrocznej historii. Wszystko się komplikuje, gdy na scenę wkracza Kronika, matka Shinnoka – władająca piaskami czasu główna „zła”. Zrzesza ona wszystkie czarne charaktery serii i planuje zmienić bieg historii, zderzając ze sobą przeszłość i przyszłość, aby wymazać Raidena z egzystencji.

 

 

Umówmy się – w Mortal Kombat nigdy nie grało się dla historii. Tryb fabularny składa się z wielu wstawek filmowych, przerywanych co parę(naście) minut walką. Dobre kino może i to nie jest, ale filmiki ogląda się przyjemnie, aktorzy dobrze odgrywają swoje role, a czasem nawet nagły zwrot akcji potrafi zaskoczyć. Niekiedy staniemy też przed wyborem postaci, którą chcemy stoczyć następną bitwę, co fajnie urozmaica koncept. Fabuła stanowi również dobry pretekst do interakcji między bohaterami na początku bitew. Subtelny podryw między Liu Kangiem a Kitaną czy dramatyczne groźby Scorpiona do Sub-Zero wywołują automatyczny uśmiech na twarzy, ilekroć się je słyszy.

 

 

Połamane pady

 

Serce każdego Mortala, czyli system walki, w najnowszej odsłonie wypada tak samo świetnie, co w poprzednich. Do dyspozycji, standardowo, mamy podstawowe uderzenia – dwa ciosy „z piąchy” i dwa kopnięcia. Do tego blok, sekwencje combo, ruchy specjalne i – oczywiście – Fatalities! Pierwsze walki nie są kolorowe, ale po jakimś czasie mechanika bitwy wchodzi w krew, a mniej lub bardziej skomplikowane kombinacje same wciskają się na padzie.

Dla bardziej zaawansowanych graczy, twórcy zaprojektowali szereg skomplikowanych mechanik, takich jak idealny blok, wzmocnione uderzenia i dużo dłuższe combosy. Wszystko możemy poćwiczyć w samouczkach, które są bardzo dobrze przygotowane i z każdego laika zrobią barbarzyńcę, o ile włoży się w to odpowiednio dużo czasu.

 

 

Popularny w dwóch ostatnich częściach ruch „X-Ray” przeszedł swego rodzaju przemianę. W jedenastym Mortalu nazywa się „Fatal Blow”, a wykonać możemy go wyłącznie przy niskim poziomie zdrowia. Animacje tych morderczych sekwencji nadal są niesamowicie brutalne i satysfakcjonujące, chociaż tak jak w poprzednich odsłonach cyklu – po paru walkach tym samym bohaterem, zaczynają nużyć.

Mimo pozornie prostego systemu walki, gra oferuje niesamowitą swobodę w kierowaniu bohaterami, a nauka kontrolowania każdego z nich jest bardzo motywująca. Podoba mi się też, że w pojedynkach możemy wykorzystać elementy otoczenia na naszą korzyść – czy to odbijając się od klatki w rogu planszy, czy nabijając przeciwnika na wystający kolec. Tego typu ruchy zużywają ofensywny lub defensywny zasób, którego licznik znajdziemy w rogu ekranu, dzięki czemu nie ma szans na żadne niesprawiedliwe nadużycia.

 

 

Ogrom treści

 

W Mortal Kombat 11 contentu jest od groma. Zagrać możemy aż 24 bohaterami (ponadto w przyszłych DLC mają dojść nowi), a walki stoczyć na 21 arenach. Do wyboru mamy kilka trybów gry, od klasycznej „drabiny”, przez tryb fabularny, aż po lokalne walki z przyjaciółmi (tak, da się grać dwoma Joy-Conami, ale jest to średnio wygodne rozwiązanie) czy grę online (wymaga subskrypcji Nintendo Switch Online). Ponadto, w trakcie gry możemy odblokować nowe stroje i elementy wyposażenia dla postaci – przeglądanie wszystkich opcji potrafi pochłonąć, a możliwość zmiany wyglądu bohaterów gwarantuje im świeżość. Pierwsze skrzypce zdecydowanie gra jednak tryb „The Krypt”, dobrze znany weteranom serii.

W „The Krypt” przeniesiemy się na wyspę Shang-Tsunga, którą będziemy mogli swobodnie eksplorować. Na niej znajdziemy całe zatrzęsienie skrzynek pełnych przedmiotów, grafik koncepcyjnych, skórek i innych pierdółek, do których dobierzemy się, wydając grową walutę. To istny raj dla fanów lootboxów i kolekcjonerów dodatków wizualnych – Krypta wciąga na długo i trudno powstrzymać się przed otwieraniem wszechobecnych kufrów. Wisienką na torcie jest fakt, że przemierzać będziemy dosyć znajome lokacje – zobaczymy pola bitew z poprzednich części serii i ważne dla uniwersum miejsca. Całość zdaje się być ukłonem w stronę długoletnich fanów Mortala, którzy na pewno chętnie wychwycą wszelkie mrugnięcia okiem od twórców.

 

 

To NIE jest gra na Switcha

 

Czas na sedno programu – jak nowy, wciągający Mortal sprawdza się na Switchu? Prawda jest okrutna, bo… prawie w ogóle się nie sprawdza. Gra została obrzydzona do granic możliwości, byleby móc odtwarzać walki w 60 klatkach na sekundę. Problem w tym, że czasem to nie wystarcza i całość potrafi chrupnąć w kluczowym dla bitwy momencie. Przez większość czasu FPSy się jednak utrzymują, zarówno w trybie stacjonarnym, jak i przenośnym. Nie polecam jednak zabierać swojego Switcha w podróż z Mortalem. Nie dość, że potrzebujemy stałego połączenia z Internetem, aby grać (w trybie offline postępy i zdobyte przedmioty nie są zapisywane), to konsola nagrzewa się do tego stopnia, że martwiłem się o jej żywot.

Grafika jest zwyczajnie paskudna. Areny są odtwarzane w tak niskiej rozdzielczości, że trudno docenić ich kunszt i zróżnicowanie. W trybie fabularnym przerywniki niekiedy odtwarzane są na silniku gry, a wtedy możemy podziwiać apogeum brzydoty – przykładowo, włosy Cassie Cage wyglądają jak rozgotowany makaron z zupki chińskiej. Przycina się nawet menu główne – chociaż i tak część błędów poprawiono wstępną aktualizacją, która usunęła efekty 3D. Nie pomaga to jednak rozmytym i niewyraźnym napisom. Przeglądanie licznych opcji wyglądu postaci staje się katorgą, kiedy każda kolejna pozycja ładuje się dobrych parę sekund. Skandal.

 

 

Najgorsze rozczarowanie stanowi jednak świetny tryb The Krypt. Przypomina jakąś okropną grę wyrwaną z roku 2007, tekstury są niewyraźne, a przemierzanie Wyspy Shang-Tsunga jest zwykłym pokazem slajdów. Po otwarciu jednej ze skrzynek musiałem czekać 14 (liczyłem) sekund, aż pojawi mi się komunikat odnośnie jej zawartości. Zamiast gwiaździstego, fioletowego nieba, zobaczymy bezkres ohydnej szarości, a większości easter-eggów nie zauważymy przez zbyt krótki dystans wyświetlanego terenu.

Nie potrafię też zrozumieć, dlaczego w nowego Mortala nie zagramy na Switchu po polsku. Każda inna platforma posiada tę opcję, więc to nie jest tak, że tego spolszczenia nie ma.

 

 

FINISH HIM!

 

Na premierę gry na Switchu musieliśmy czekać ponad dwa tygodnie dłużej od użytkowników innych platform. To było i tak za mało czasu, aby uczynić ten port grywalnym. Dochodzę do wniosku, że nie każda większa produkcja ma prawo odnaleźć się na sprzęcie Nintendo. Jeśli wszystkie konwersje czeka celowe obrzydzanie grafiki, usuwanie treści względem materiału źródłowego i umniejszanie grywalności, to spokojnie – pogram sobie na czymś innym.

 

 

Mimo swoich licznych wad, Switchowy Mortal nadal jest grą bardzo dobrą. Świetnie sprawdzi się na imprezie i wciągnie wiele osób w szał brutalnego mordobicia. Po tak długich oczekiwaniach i wysokiej cenie produktu spodziewałem się jednak jakości z najwyższej półki, lecz jej zdecydowanie nie zaznałem.

 

 


Podsumowanie

Zalety

  • + wciągający i sprawiedliwy system walki
  • + interakcje między postaciami
  • + ogrom contentu
  • + The Krypt to świetny tryb...

Wady

  • - ... który na Switchu jest niegrywalny
  • - brak polskiej wersji językowej
  • - konsola przegrzewa się w trybie przenośnym
  • - koszmarna grafika i optymalizacja

7

Wyświetleń: 5307

Redaktor

Kosma Staszewski

Tak, to imię, a nie pseudonim, choć w świecie gier przedstawiam się jako Szuszuro. „Złapałem je wszystkie” niezliczoną ilość razy, a z produktami Nintendo utrzymuję niezdrową relację od wielu lat. Na co dzień studiuję dziennikarstwo i parzę kawę, aby mieć hajs na gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *