RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

GOTTA GO FAST! – recenzja Team Sonic Racing

W Internecie dość głośno było ostatnimi czasy o niebieskim jeżu…

18 czerwca 2019

W Internecie dość głośno było ostatnimi czasy o niebieskim jeżu w czerwonych butach, a to za sprawą nadchodzącej ekranizacji, która póki co nie napawa fanów optymizmem. Tymczasem Sonic w grach wideo ma się bardzo dobrze, czego dowodzi najnowszy twór Segi z ich maskotką w roli głównej – Team Sonic Racing. Na rynku gokartowych wyścigów robi się tłoczno, bo już niedługo swoją premierę będzie miał Crash Team Racing Nitro-Fueled. Czy konkurencja odbierze koronę faworytowi Nintendo, Mario Kart 8 Deluxe?

 

Charakterny zwierzyniec

 

Fabuła w Team Sonic Racing jest mocno szczątkowa, co przyznają same postaci w grze, nie odgrywa więc kluczowej roli w rozgrywce – ma to być delikatne tło do ryku silników naszych gokartów, co nada wyścigom namiastkę sensu. Tajemniczy Dodon Pa zaprasza bohaterów do wzięcia udziału w turnieju, a szczegółów z jakichś przyczyn nie chce wyjawić. No i to w zasadzie tyle, co dość trafnie kwituje w przerywniku Amy. Nie oznacza to jednak, że produkcji brakuje charakteru. W grze w szranki ze sobą staną drużyny 3-osobowe, w składzie których sama śmietanka towarzyska Segi. Kolorowe zwierzaki od zawsze miały ciekawe osobowości, które w tym tytule mają szansę zabłysnąć. Fajnie słucha się ich bitewnych potyczek między wyścigami, co skutecznie utrwala uniwersum i buduje lekki, zabawny klimat całości.

 

 

W kupie siła

 

Jak sama nazwa wskazuje, formuła wyścigów w tej produkcji będzie nieco odbiegać od standardowego „bądź pierwszy”. Na torze ścigają się ze sobą drużyny, a wygrana przypada tej, której członkowie w sumie zdobyli najwięcej punktów. W teorii oznacza to, że możecie dać z siebie wszystko i połamać palce na padzie, a i tak finalnie nie wygracie starcia. W praktyce jednak sterowani przez komputer towarzysze radzą sobie całkiem dobrze i zaledwie po paru wyścigach da się opanować triki, dzięki którym można pomóc swojej ekipie zatryumfować.

 

 

Rozgrywka w Team Sonic Racing w rdzeniu przypomina każdy inny kart-racing – jeździmy po kolorowych i ciekawych trasach, zbieramy po drodze Power-Up’y (w tej roli sztandarowe już dla gier z Sonikiem „Wispy”) i staramy się uprzykrzyć życie rywalom. Sukces produkcji zapewnia szereg mechanik, które wymagają od gracza współpracy ze swoją drużyną. Możemy na przykład wystrzelić do przodu, jeśli „otrzemy się” autami z szybciej jadącym towarzyszem – gra określa tę zagrywkę jako „Proca”. Najszybszy członek drużyny zostawia też za sobą żółty ślad, po którym mogą jechać jego koledzy, zyskując szybkość – to z kolei, karkołomny w translacji, „Pęd antypoślizgowy”. Najfajniejsza moim zdaniem jest możliwość przekazania Power Up’ów ślamazarom, które mogą doprowadzić do naszej porażki. Widok zmieniającej się pozycji z, powiedzmy, siódmej na drugą w ciągu parunastu sekund, jest niezwykle satysfakcjonujący – w końcu przyczyniliśmy się do takiego przebiegu zdarzeń. Oczywiście, działa to też w drugą stronę i niekiedy ktoś z drużyny zaoferuje nam swój przedmiot, więc całość dość dobrze się klei i gwarantuje ciekawy i unikatowy wyścig za każdym razem.

 

 

Na początku może odrzucić ilość elementów HUDu, która „zagraca” nam ekran. Mamy dostęp do poglądu pozycji naszych członków drużyny, swojej, aktualnie wyposażony Power Up i okazjonalnie pojawiają się też dymki z ofertami bonusów lub wypowiedzi bohaterów w trakcie wyścigów. Dołóżmy do tego szybkie tempo rozrywki i na starcie naprawdę może to przytłoczyć. Ja stwierdziłem, że nie będę się przejmował niczym poza nabieraniem prędkości – bo przecież o to w Sonicu chodzi – i zawsze wychodziło mi to na dobre. Rozgrywka w Team Sonic Racing jest bardzo satysfakcjonująca i szybka. Pojazdy kontroluje się dość „realistycznie” – mają swoją wagę i da się to odczuć, dlatego nabierając zawrotnego tempa, nie sposób powstrzymać banana na twarzy.

Zagrywki drużynowe napełniają też tzw. „Ultimate”, czyli mega-super-hiper-ekstra zastrzyk do prędkości, który możemy aktywować, gdy pasek się napełni (raz, góra dwa na wyścig). Zdolności te różnią się wizualnie pomiędzy użytkownikami, a członkowie drużyn mogą ich używać niezależnie od siebie, co gwarantuje swobodę w rozgrywce. Śmiganie przez planszę z zawrotną prędkością i eliminowanie wrogów na drodze jest fantastyczne. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy tę sytuację najlepiej wykorzystać.

 

 

Odblokuj je wszystkie!

 

Jak na grę kart-racing przystało, w nowym Sonicu czeka nas od groma rzeczy do odblokowania. Zaczynając od postaci – tych w sumie 15 w 5 drużynach, wśród których dawno niewidziani w serii ulubieńcy, tacy jak Vector, Chao, Omega czy Silver. Pościgamy się w sumie na 21 trasach, z których każda ma swój charakter i zapada w pamięć swoją budową i kolorowym otoczeniem. Ponadto, w trakcie rozgrywki będziemy zdobywać Tokeny, które później spożytkujemy w zaimplementowanym w grze swoistym Loot-Boxie. Ale spokojnie, nie musimy sięgać po portfel – wszystko zdobędziemy cyfrowo. Z czerwonych kapsułek powypadają nam spraye na maski pojazdów, części do samochodów, a nawet klaksony. Auta możemy modyfikować zdobytymi przez nas komponentami (po 18 na postać), co zmienia ich statystyki i wprowadza element różnorodności do wyścigów. Tokenów jest dużo, więc trudno oprzeć się nagminnemu kupowaniu kolejnych kulek. Nie zdarzają się też duplikaty, więc pod koniec trybu fabularnego powinniśmy mieć większość złomu odblokowaną.

 

 

Nie tylko solo

 

Na Team Sonic Racing składa się kilka trybów gry. Główny, zwany „Team Adventure”, to tryb fabularny, w którym z czasem będziemy poznawać historię coraz bardziej, odblokujemy nowe drużyny i zmierzymy się z szeregiem wyzwań. Te są różne – wymagają od nas zebrania określonej ilości „Ringów” (bosz, to tłumaczenie) w danym czasie, przejechania jak największego dystansu itp. Wyzwania bywają trudne i osiągnięcie najlepszego wyniku często wymaga wielokrotnego powtarzania trasy. Mnie to akurat cieszy – lubię dawać z siebie wszystko w wyścigach i mieć ku temu okazję.

Oprócz trybu fabularnego, możemy pobawić się również lokalnie ze znajomymi. „Kanapowa” rozgrywka oferuje Grand Prix (szereg 4 wyścigów), Time Triale (bitwa o najlepszy czas) i tryb treningowy. Możemy też grać przez Internet, co jednak wymaga subskrypcji Nintendo Switch Online. W Team Sonic Racing nie będziemy się zatem nudzić, bo możliwości jest bardzo dużo.

 

 

Wyścigi w tramwaju

 

Switchowy port gokartowego Sonica zaskoczył mnie swoją jakością. Daleko mu oczywiście do większych konsol, jednak rozgrywka utrzymuje stałe 30 FPSów i nie zauważyłem żadnych spadków płynności, co w grze, w której liczy się każda sekunda, jest niesamowicie istotne. Bardzo mi to imponuje, bo wszystko nadal jest bardzo ładne i zachwyca poziomem szczegółów – oprawa wizualna stoi na bardzo wysokim poziomie. Nie ma też żadnej różnicy między graniem w trybie stacjonarnym i przenośnym, zabawa jest tak samo dobra w obu przypadkach. Warto więc wziąć Switcha do parku i pościgać się ze znajomymi.

 

 

Gry z niebieskim jeżem w roli głównej słyną też ze swojego znakomitego soundtracku, zatem i w tym przypadku nie jest inaczej. Naszym zmaganiom towarzyszyć będą dynamiczne utwory o rockowym brzmieniu, zachęcające do dociśnięcia gazu. Weterani serii wychwycą też nawiązania do melodii z poprzednich tytułów, jak chociażby „Seaside Hill” z Sonic Heroes – bardzo doceniam to mrugnięcie okiem ze strony Segi.

Warto zaznaczyć, że na Switchu zagramy w Team Sonic Racing po polsku. A nie jest to takie oczywiste, bo ostatnie doświadczenia z portami Nintendo uświadomiły mi, że obecność polskiej lokalizacji na innych konsolach nie gwarantuje tego samego na Pstryku. Ale spokojnie, spolszczenie jest! Nad jego jakością co prawda można się zastanowić, bo kwiatki takie jak nieszczęsne „Ringi” czy „Pęd antypoślizgowy” mogą wprawić w dłuższą zadumę i więcej zamotać, niż wytłumaczyć, ale to naprawdę nieliczne przypadki. Pozostaje tylko czekać na dubbing. Wyobrażacie sobie Shadowa przemawiającego basem Jacka Rozenka? To by było coś!

 

 

Prędkość dźwięku

 

Team Sonic Racing to znakomita alternatywa dla, ogranego już do granic możliwości, Mario Kart 8 Deluxe. Nacisk na kooperację, prześliczne trasy, ogrom contentu, dowolność w budowaniu swoich pojazdów i poziom trudności uziemi graczy przy konsoli na długie godziny. Miło zobaczyć wielu starych bohaterów serii w zupełnie nowej odsłonie. Daje to też nadzieję na lepsze gry z niebieskim jeżem w przyszłości, bo ostatnio, niestety, kolorowo nie było. Dlatego, w oczekiwaniu na film, zapinam pasy i ruszam bić rekordy w Time Trialach. GOTTA GO FAST!

Podziękowania dla Cenega za dostarczenie gry do recenzji.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + nacisk na kooperację
  • + oprawa audio-wizualna stoi na bardzo wysokim poziomie
  • + stabilna rozgrywka
  • + poziom trudności

Wady

  • - dość krótki tryb fabularny
  • - polska wersja językowa czasami zastanawia

8

Wyświetleń: 3384

Redaktor

Kosma Staszewski

Tak, to imię, a nie pseudonim, choć w świecie gier przedstawiam się jako Szuszuro. „Złapałem je wszystkie” niezliczoną ilość razy, a z produktami Nintendo utrzymuję niezdrową relację od wielu lat. Na co dzień studiuję dziennikarstwo i parzę kawę, aby mieć hajs na gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *