South of the Circle Nintendo Switch
Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Historia o miłości, zaufaniu i zimnej wojnie – recenzja South of the Circle

Jako interaktywne źródło rozrywki, gry potrafią wprowadzić nas w przeróżne…

29 lipca 2022

Jako interaktywne źródło rozrywki, gry potrafią wprowadzić nas w przeróżne światy oraz historie, w których możemy się zatapiać. Cenię sobie, gdy w tytułach mamy do odkrycia wspaniałą fabułę, motywującą do zapoznania się z produkcją. Przyznam szczerze, że w produkcji może kuleć wiele elementów, rozgrywka nieidealnością wprawiać w poczucie frustracji, o ile jednak opowieść jest napisana co najmniej dobrze, to będę brnąć w nią dalej. A co, jeśli twórcy będą chcieli postawić fabułę na pierwszym miejscu? Taką grą z pewnością jest niezależne South of the Circle od State of Play, które oferuje niecodzienne doświadczenie.

 

Trudne początki

 

Produkcje komputerowe oraz konsolowe potrafią operować wieloma formami i odniesieniami do innych dziedzin sztuki, lecz filmowość wydaje się przychodzić na myśl natychmiast. Nie powinno to dziwić, gdyż gry w dużej mierze wiele zawdzięczają kinematografii i historycznie są mocno z nią powiązane. Początkowo grafika w produkcjach była skupiskiem kilku pikseli, lecz producenci ciągle zastanawiali się, jak mogą połączyć ograniczenia graficzne z interaktywnością. Tak powstał nurt full-motion video (FMV), który skrótowo można określić mianem interaktywnych filmów. Początkowo wykorzystywano taką technologię do produkcji materiałów szkoleniowych, lecz jeden z przełomów pojawił się za sprawą Kinoautomat (1967) wyreżyserowanego przez Radúaz Činčera, Jána Roháča oraz Vladimíra Svitáčeka. Film zaprezentowano podczas Expo 67. W trakcie seansu następowały przerwy, podczas których widzowie mogli głosować, jaka scena ma pojawić się następnie. Wygrywała opcja, która zdobywała najwięcej głosów. Paradoksalnie jest to intrygujący zamysł, gdyż film był czarną komedią satyrującą demokrację.

 

 

Filmowość na dobre przeniknęła do gier wideo. Jednym ze znamienitych przykładów jest Dragon’s Lair (1983). Jako rycerz musimy uwolnić księżniczkę i pokonać strasznego smoka. W tytule nie kierowaliśmy bohaterem, lecz wybieraliśmy różne opcje przy zastosowaniu quick time eventów. Interaktywne filmy lub gry z ograniczonym zakresem działania mają sporo fanów i takie tytuły ciągle się pojawiają. Warto nadmienić o studiu Quantic Dream, które specjalizuje się w wydawaniu gier tego typu. Swoją przygodę firma rozpoczęła od mniej znanego Omikron: The Nomad Soul, lecz później wydała Fahrenheit, Heavy Rain, Beyond: Two Souls, a także Detroit: Become Human. Oczywiście takich przykładów jest znacznie więcej. Warto skrótowo wspomnieć o eksperymencie Sony – Hidden Agenda, który zapraszał do wspólnej rozgrywki kilku graczy, a tytułem operowało się za pomocą smartfona. Filmowa interaktywność przeniknęła również do segmentu indie, gdzie rozgościła się na dobre. Jednym z lepszych przykładów jest OXENFREE, którego kontynuacja ma pojawić się jeszcze w tym roku. W ramach oczekiwania zdecydowanie warto zapoznać się z South of the Circle – grą unikatową pod wieloma względami.

 

 

Wielowątkowość fabuły

 

Omawiany tytuł można określić mianem symulatora chodzenia, który interakcje ograniczył do minimum i swoją koncentrację skupił na narracji. W grze zainscenizowano wspaniałą historię, która maksymalnie angażuje. Gracz przez wszystkie swoje wybory wpływa na przebieg historii – zmiany uwidaczniają się w dialogach, a także czynach podejmowanych przez bohatera. Produkcja jest na wskroś przegadana, lecz umiejętnie napisanych dialogów słucha się z ogromną przyjemnością i wciągają one gracza do swojego świata. Podczas rozgrywki podejmujemy szereg wyborów, lecz nie są określane wprost – zamiast opisów czynności, na ekranie pojawiają się ikonki wskazujące rodzaj postawy, którą możemy wybrać – bohater może być niepewny, ale też entuzjastycznie nastawiony. Najczęściej na ekranie pojawiają się dwa wybory, zdarza się też, że na ekranie uwidacznia się tylko jedna ikonka. Myślałem, że można przemilczeć dany temat, lecz jeżeli go nie wybierzemy, to gra automatycznie zrobi to za nas.

 

 

South of the Circle opowiada losy Petera, które zostały osadzone na kilku płaszczyznach w latach sześćdziesiątych. Gra rozpoczyna się od katastrofy lotniczej na Antarktydzie, z której wraz ze swoim przyjacielem próbujemy się wydostać. Jest to pretekst do przedstawiania retrospekcji ukazujących, dlaczego główny bohater jest w takim położeniu, a nie innym. Z jednej strony musimy zmierzyć się teraźniejszym niebezpieczeństwem w postaci rozbitego samolotu oraz możliwości zderzenia się z wrogiem twarzą w twarz. Natomiast z drugiej mamy zdarzenia z przeszłości opowiadające życie uniwersyteckie na Cambridge oraz demonstracje przeciwko broni jądrowej w środku zimnej wojny. W tytule przewija się również przepiękny wątek miłosny, gdyż w życiu Petera pojawia się Clara. W ostateczności okazuje się, że wszelkie przedstawione wydarzenia są punktem granicznym w życiu głównego bohatera, który próbuje zmierzyć się ze swoimi lękami oraz domknąć trudny okres w życiu.

 

 

 

Krótko, lecz intensywnie

 

Historia jest centralnym elementem tego doświadczenia i graczowi oddane są wyłącznie wybory do podjęcia oraz okazjonalne zwiedzanie przedstawionych lokacji. Interaktywność może być utrudniona przez niejasne oznaczenie wyborów. Mamy do dyspozycji proste symbole, które w niejednoznaczny sposób sugerują, co zrobi główny bohater. Kilka razy zdarzyło mi się, że Peter wykonał czynność odmiennie, niż planowałem, bo w mojej głowie np. strach mógłby zostać przedstawiony inaczej. Mimo wszystko fabuła wciąga bez reszty i jako minus zdecydowanie można zaliczyć, iż tytuł jest za krótki. South of the Circle można przejść w niecałe cztery godziny. W związku z niepowalającą długością fabularne zwroty akcji zostały skondensowane i gra ciągle potrafi czymś zaskoczyć. Muszę pochwalić również enigmatyczne zakończenie, które wyjaśnia tyle, ile trzeba i nie pozostawiło mnie z poczuciem niedosytu.

 

 

South of the Circle pierwotnie pojawiło się na platformie Apple Arcade i tytuł można było ogrywać na iPhone’ach lub iPadach. W związku z czym w trybie przenośnym całą grę można przejść bez użycia przycisków – jest to rozwiązanie całkiem wygodne, jednakże wolałem odrzucić sterowanie dotykiem na rzecz wygodniejszych guzików. Mimo że gra przez większość czasu działa płynnie i nie pojawiają się spadki klatek, to warto odnotować, że co jakiś czas pojawiają się problemy z teksturami, które nie doczytują się lub potrafią zrobić to dopiero wtedy, kiedy bohater podejdzie blisko do obiektu.

 

 

 

Artyzm w wersji indie

 

Audiowizualnie jest to tytuł wspaniały. Grafika może wydawać się bardzo prosta, gdyż zrezygnowano z przesadnej szczegółowości. Taki jest styl State of Play, który konsekwentnie rozwijają i sprawiają, że wygląda coraz lepiej. W South of the Circle ujrzymy lodowe tereny, uroki miasta oraz małej górskiej wioski. Każda lokacja cechuje się inną paletą kolorystyczną i potrafi wprowadzić w zachwyt swoją unikalnością. Pod względem technologicznym nie jest to nic specjalnego, lecz artyzmem potrafi przebić niejeden większy tytuł. Całość ogląda się z nieziemską przyjemnością, co idealnie korespondują z samą grą, gdyż, mocno upraszczając, mamy do czynienia z interaktywnym filmem. Sfera audio również została dopieszczona – muzyka i dźwięki otoczenia są przyjemne dla ucha i idealnie zgrywają się z tym, co dzieje się na ekranie. Natomiast głosy postaci to perfekcja – nie powinno to dziwić, gdyż do nagrania dialogów zaproszono utalentowanych aktorów. Warto tutaj wspomnieć o głównych rolach, w które wcielili się Gwilym Lee oraz Olivia Vinall, których wcześniej mogliśmy ujrzeć w takich tytułach, jak: The Great, Bohemian Rhapsody, Roadkill, Queens of the Mystery.

 

 

South of the Circle nie rozpatrywałbym jako gry, lecz doświadczenia, z którym warto się zapoznać. Trudno mówić tutaj o pełnoprawnym tytule, gdy nasza rola ogranicza się do wciskania przycisku co jakiś czas i oglądania pięknie zanimowanego filmu. W obliczu licznych eksperymentów narracyjnych ważne dla mnie jest to, że pojawiają się właśnie takie gry, które na kilka godzin potrafią wciągnąć bez reszty i dają poczucie świeżości, której nie odczujemy, grając w wysokobudżetowe i bezpieczne produkcje. State of Play znalazło własną niszę, którą eksploruje ze zdecydowaną śmiałością i nie mogę doczekać się ich następnych posunięć.

 

 

 

Cena w eShopie: 52 zł

Podziękowania dla 11 bit studios za dostarczenie gry do recenzji.

 

 


Podsumowanie

Zalety

  • + grywalność
  • + świetnie opowiedziana historia
  • + design oraz oprawa graficzna
  • + wspaniały voice acting

Wady

  • - krótka
  • - ograniczona interakcja
  • - okazjonalne problemy z teksturami

8

Wyświetleń: 1731

Redaktor

Łukasz Jankowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *