Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Pogięty, nie przegięty – recenzja Paper Mario: The Origami King

Lata mijają, a na twarzy wąsatego hydraulika nie widać ani…

25 lipca 2020

Lata mijają, a na twarzy wąsatego hydraulika nie widać ani jednej zmarszczki. Pod gąszczem brązowego zarostu zaszyte są jednak ślady po mniej, a niekiedy bardziej udanych eksperymentach, odświeżających znaną już przez ponad 30 lat formułę. Jednym z nich jest seria Paper Mario, która od dwudziestu lat w dosyć udanym stopniu łączy Marianowe uniwersum z elementami RPG. Sprawdźmy więc, czy wizyta najeźdźcy ze świata origami namąci nie tylko w Grzybowym Królestwie, ale również w samej rozgrywce.

 

 

Tu zegnij, tam odegnij

 

Opustoszały plac przed pałacem Księżniczki Peach. Obraz rodem z fantastycznej powieści po najeździe orków, dziesiątkujących bezbronnych mieszkańców, tylko po to by położyć na całym królestwie swe brudne i ociekające śluzem łapska. W przypadku Paper Mario: The Origami King opis ten wydaje się dosyć zbliżony, z drobną różnicą: zamiast orków – Papierowy Król Origami Ollie. I jeżeli pozginany papier brzmi dla was bezbronnie, to nic bardziej mylnego moi drodzy, bo najwidoczniej jakaś cząstka papierowego mózgu władcy została zgięta za bardzo i zbyt mocno uciska na ośrodek psychopatyczny. Przetrzymywani w lochach papierowi mieszkańcy Muchomorowego Królestwa zmuszani są siłą do zginania w przestrzenne figurki origami, stając się tym samym posłusznymi marionetkami Olli’ego. Co gorsze, pozginana została sama Księżniczka Peach, więc i tym razem Mario zmuszony zostaje do ruszenia na odsiecz swej wybranki serca. Wyposażony w młotek, buty oraz nowych pomocników przyjdzie mu „odginać” poskładanych pobratymców, nawiązując tym samym sojusze, o których nie przyszło mu nawet wcześniej śnić.

 

Bo nic tak nie łączy w końcu jak wspólny wróg. Niecodzienna sytuacja wymusiła w pewien sposób na Marianie symboliczne podanie ręki dawnym wrogom, by przynajmniej na czas kryzysu zażegnać spory. Przyjdzie nam więc przeprowadzić pokojowe dialogi z Goombami, a towarzyszem na drodze odzyskania dawnego ustroju stanie się sam Bowser. No… może nie do końca cały, ale przynajmniej poskładana jego głowa z papieru. Silniejszym sprzymierzeńcem okaże się jednak Olivia – siostra antagonisty Olli’ego – objaśniająca nowe zady wprowadzone przez adwersarzy ze świata origami. Przewodzenie i podrzucanie rad szybko okazują się pożądanymi cechami podczas podróży po rozmaitych krainach, przemierzać które będziemy w celu odwiązywania kolorowych tasiemek oplatających zamek, okupowany przez origami.

 

 

Prawie jak instrukcja

 

Wizyta w każdej z krain sprowadza się mniej więcej to tego samego schematu, kończącego się odwiązaniem wspomnianej tasiemki. Zadbano jednak o znaczne urozmaicenie pomniejszych zadań. Jest to w dużej mierze zasługa krótkich zagadek środowiskowych oraz szybkich questów opartych na odnajdywaniu „pozginanych” osób wraz z nowościami w formie mini-gierek. Jednym z najczęściej ratowanych osobistości są Toady, poukrywane w rozmaitych miejscach po całym świecie. Człekokształtne grzybki nie raz przyjdzie nam wyrwać z ziemi, ściągać z drzewa lub ratować z opresji, a w przypadku „pozginania” papierowego ludzika, również go wyprostować. W tym celu przyjdzie z pomocą drewniany młotek, którego celne uderzenie jest lepiej niż niejedna prasa. Z młota wraz z ciężkimi butami Marian skorzysta podczas starć, ale to nie oręż przyciągnął najwięcej mojej uwagi, lecz… konfetti.

 

 

Powycinane i kolorowe (ale ta gra jest kolorowa i radosna) kawałki papieru znajdą zastosowanie jako wypełniacz dziur lub zniszczonych przedmiotów, przywracając ich dawną świetność. Odniosłem wrażenie, że poprzez regularne naprawianie świata bardziej się z nim związałem, mając swojego rodzaju realny wpływ w jego proces odnowy. Mario nosi przy sobie ograniczoną ilość konfetti, ale pocięte kawałki papieru znaleźć można na każdym kroku. Najwięcej nich wypada z dużych wersji przeciwników, którym najpierw należy odkleić naklejkę z tyłu pleców, a następnie poczęstować kilkoma celnymi uderzeniami młotka. Jest to jedna z dwóch form walki i niestety muszę przyznać, że ta druga nie sprawiła mi aż tak wiele frajdy.

 

Uderz i uciekaj

 

Ze względu na celowanie w RPGowe mechaniki rozgrywki Paper Mario: The Origami King oferuje odmienny system walki niż platformowe oraz trójwymiarowe odsłony. Co prawda z większymi formami przeciwników rozprawić się można we wspomniany wyżej sposób (uderzenie młotkiem), jednak z mniejszymi oponentami przyjdzie nam stoczyć specyficzne, turowe pojedynki. Te przybierają formę bliższą zagadkom, aniżeli starć znanych z Heroes. Po ataku przeciwnika w „papierowym świecie” akcja zostaje przeniesiona na arenę, składającą się z czterech sterowalnych pierścieni, na których znajdują się przeciwnicy. Ci mają zwyczaj formować się w czteroosobowe grupki lub rzędy, narażając swe miękkie głowy na zdeptanie. Dlatego aby odrobinę utrudnić potyczki, na początku każdej tury następuje przemieszanie położenia oponentów. Walki składają się z dwóch etapów, z czego w pierwszym należy przywrócić pierwotne położenie przeciwników by w jednym, zwinnym ruchu rozprawić się z grupką. Oczywiście aby nie było za łatwo, na wykonanie tej czynności Mario dostaje ograniczony czas wraz z ilością obrotów lub przesunięć pierścieni. Muszę przyznać, że jest to bardzo interesująca forma łamigłówek i w dużym stopniu urozmaica rozgrywkę. Szczególnie na wyróżnienie zasługują starcia z bossami, w których przyjdzie nam manewrować planszą układając Mario drogrę do siedzącego w centrum areny oponenta. Jednak jest jedno „ale”…

 

 

Niestety w dosyć interesujący pomysł szybko wkrada się rutyna. Winnym temu zamieszeniu okazuje się szybko zbyt niski poziom trudności. Pomimo rozegrania kilku starć gra w dalszym ciągu prowadziła mnie za rękę, odbierając przy tym radość z samodzielnego rozprawiania się z przeciwnikami. Rozumiem, że głównymi odbiorcami produkcji są dzieci, ale pierwsze godziny gry spędziłem razem z młodszymi kuzynami, u których również rozpoznałem oznaki irytacji, nasilające się podczas pojawiania się Olivii przy każdym kolejnym starciu, instruującej gracza niczym natarczywa pani przedszkolanka. Od tego momentu postanowiłem unikać walk szerokim łukiem. I wiecie co? Gra w żadnym stopniu mnie nie ukarała.

 

Pieniądze rosnące na drzewach

 

Wszystko za sprawą braku rozwoju postaci opartej na zdobywaniu punktów doświadczenia. Dosyć znany element rozgrywki w grach RPG, prawda? Cóż… niestety nie znalazł on miejsca w Paper Mario: The Origami King. Tak jak w większości gier pokonywanie kolejnych przeciwników jest jednym ze sposobów rozwinięcia postaci, tak niestety w recenzowanej produkcji starcia nie przynoszą wymiernego zysku. Poza dawką konfetti oraz pieniędzmi (i satysfakcją) pomyślne zakończenie walki nie przynosi żadnej innej nagrody. Jednak pieniądze w tej grze to nie problem. W początkowych etapach w sakiewce przetrzymywałem około 20000 monet i nie wiedziałem na co je w zasadzie wydać. Gra obdarowuje nas walutą na każdym kroku; pieniądze spadają nawet z drzew. Skoro dają, to po co o nie walczyć, pomyślałem.

 

Całe to finansowe rozdawnictwo zaowocowało również niesamowitą inflacją – ceny u sprzedawców są horrendalnie wysokie. Walutę wydać można w sklepach u Toada, w których zaopatrzymy Mariana w między innymi przedmioty ułatwiające starcia. Amulety wydłużające czas ustawiania przeciwników, grzybki leczące życie oraz przedmioty leczące podczas walki, zdają się wypełniać RPGową pustkę. Mimo wszystko, wraz z rozwojem historii wyczuwalny jest rozwój postaci. Serca zwiększające punkty życia oraz nowe buty i młoty nie tylko pełnią kosmetyczną rolę, ale znajdują wykorzystanie w walce z bardziej odpornymi przeciwnikami.

 

 

Dom z papieru

 

Rozwinięcie papierowego uniwersum Mario nie tylko zaowocowało graficznymi fajerwerki, ale również nową mechanikę opartą na żyroskopowym sterowaniu Switcha. W wyznaczonych miejscach Mario jest w stanie zamienić swoje ręce w harmonijkowe wydłużane kończyny, przypominające słynne ręce Inspektora Gadżeta. Nazwane 1000 fold arms okażą się pomocne przy odklejaniu naklejek zakrywających ukryte przejścia, ale również podczas walk z bossami. Rękoma manewrować będziemy przy pomocy Joy-Conów i muszę przyznać, że jest to jedno z lepiej pomyślanych sterowań ruchowych, z jakimi przyszło mi się spotkać ostatnimi laty. Dawno nie bawiłem się tak dobrze grając w trybie zadokowanym z Joy-Conami w ręku; preferuję Pro Controller.

 

Wspomniane wizualne fajerwerki nie tylko brzmią dobrze na papierze (papierze… czaicie?). Połączenie płaskich, papierowych bohaterów poruszających się po trójwymiarowym świecie wygląda przepięknie i przywodzi na myśl ruchome obrazki ilustrowanych książek dla dzieci. Elementy otoczenia wykonane z papieru doskonale kontrastują na tle naturalnych obiektów jak ziemia, kamień czy gumki recepturki, co widoczne jest w różnej fakturze materiałów. Dostrzeżenie różnic w materiałach jest możliwe za sprawą dopracowanych tekstur o wysokim stopniu odbicia naturalnego światła, co nadaje im autentyczności. Całą, tę piękną krainę obserwować nam przyjdzie w rozdzielczości 1600×900 w trybie zadokowanym oraz 1152×648 w trybie przenośnym. Brak pełnego Full HD w docku rekompensowany jest w miarę stabilnym odświeżaniem obrazu na poziomie trzydziestu FPS. Mała dygresja: po ograniu Deadly Premonition 2 trzydzieści klatek było istnym lekiem dla moich oczu.

 

 

Bajka…

 

Nintendo od wielu lat przyzwyczaja nas do wysokiej jakości swoich flagowych produktów z Mario na czele. Paper Mario: The Origami King jest kolejnym przykładem potwierdzającym tę regułę. Pięknie wyglądający świat, przepełniony ogromem pomysłów nie tylko wywoła uśmiech na twarzy młodszych, ale również i starszych graczy przykładających większą uwagę estetycznemu wykonaniu z przywiązaniem do szczegółów. Interesujący system walki stanowi ciekawe urozmaicenie rozgrywki, lecz likwidowanie przeciwników nie przynosi wymiernych efektów; a można by wymagać tego od gry z gatunku RPG. Wystarczający na 25–30 godzin wątek główny zdaje się być wyłącznie przystawką przed daniem głównym jakim jest wymaksowanie całej produkcji. Więc wybaczcie, ale wracam do zbierania Toadów w akompaniamencie przygrywającej w tle muzyki. Polecam.

 

 

 

Cena w eShopie: 249,80 zł

 

Podziękowania dla Conquest za dostarczenie gry do recenzji.

 

 


Podsumowanie

Zalety

  • + Przepięknie zaprojektowany świat
  • + Muzyka
  • + Naprawianie świata poprzez sypanie konfetti
  • + 1000 fold arms  – sterowanie ruchowe
  • + Interesujący system starć oparty na zagadkach logicznych…

Wady

  • - … lecz szybko się nudzi i nie przynosi wymiernych korzyści
  • - Walki nie stanowią wyzwania
  • - Można by się pokusić o lepszy system rozwoju postaci

8

Wyświetleń: 4021

Redaktor

Mikołaj "Syn Kury" Stryczyński

Legenda głosi, że wykluł się z jaja i od tego czasu pałęta się po świecie, ucząc się języka ludzi. Ze względu na dosyć ubogi system porozumiewania się homo sapiens, preferuje synergiczne doznania komunikacyjne, płynące z gier wideo. Poza tym studiuje, pisze scenariusze, kocha filmy i inne czynności będące czystą synekurą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *