My Memory of us tlo
RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Przyjaźń w czasach wojny – recenzja My Memory of Us

My Memory of Us nie zaskoczy nas w kwestii rozgrywki…

2 lutego 2019

My Memory of Us nie zaskoczy nas w kwestii rozgrywki niczym nowym. I nie musi, bo wzruszająca fabuła oraz ciekawa estetyka broni się sama.

Polscy developerzy gier niezależnych mają ostatnio całkiem niezłą passę jeśli chodzi o wydawanie gier na Switcha. Po doskonałym This War of Mine, w styczniu dołączyła do tego grona My Memory of Us warszawskiego studia Juggler Games. Nieprzypadkowo wspomniałem właśnie TWoM, bo porusza ona dość podobną tematykę – wojnę widzianą oczami bezbronnych osób. My Memory of Us robi to jednak na swój własny, unikalny sposób.

 

 

Podczas gry poznamy historię dwójki bezimiennych postaci – chłopca i dziewczynki, którzy zaprzyjaźniają się po przypadkowym spotkaniu na ulicach miasta. Początkowa sielanka szybko jednak się kończy, gdy ich kraj napada armia robotów, które w krótkim czasie kompletnie opanowują ich ojczyznę. Na domiar złego okazuje się, że nasza bohaterka należy do tzw. red folk, czyli grupy ludzi, którzy są z jakiegoś powodu znienawidzeni przez przywódcę robotów – Robot Kinga. Ma on w planach zamknięcie ich w gettach, a następnie wywiezienie ich do tajemniczych obozów, o których krążą złowieszcze plotki – jeszcze nikt nie wrócił stamtąd żywy…

 

Dla większości osób czytających tę recenzję, prawdopodobnie brzmi to „nieco” znajomo. Faktycznie, My Memory of Us tak naprawdę opowiada historię drugiej wojny światowej i większość akcji ma miejsce w okupowanej Warszawie. Autorzy gry uciekli się jednak do ciekawego zabiegu stylistycznego i utrzymali ją w steampunkowej estetyce, zastępując nazistów robotami. Można pewnie dyskutować czy takie „przerysowane” podejście twórców do tematu dobrze współgra z poważną i często smutną tematyką samego tytułu. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę fakt, że gra przedstawiona jest z perspektywy dwójki dzieci, nabiera to dużo więcej sensu. Zapewne wielu młodym osobom naziści jawili się właśnie jako bezduszne maszyny. Sprawia to też, że mimo poważnych realiów, gra nie jest pozbawiona humoru i serca – wojna jest tu tłem, a pierwsze skrzypce gra przyjaźń między głównymi bohaterami.

 

 

Mimo wielu fikcyjnych elementów, napotkamy w trakcie rozgrywki też kilka prawdziwych (choć nazwanych tylko z imienia) postaci, które mieszkały wtedy w Warszawie, jak np. Janusza Korczaka czy Irenę Sendler.  Ciekawym zabiegiem jest też to, że podczas gry możemy natknąć się na krótkie notatki dotyczące prominentnych postaci związanych z Warszawą okresu wojennego. To intrygująca i nienarzucająca się lekcja historii, która znacznie wzbogaca ten tytuł – choć pewnie wzbudzi to zainteresowanie głównie tych, którzy nieco interesują się tego typu tematyką.

 

Oprawa graficzna prezentuje się świetnie. Cała gra przedstawiona jest w odcieniach szarości, co ciekawie kontrastuje z kreskówkową estetyką. Właściwie jedynym kolorem, który zobaczymy poza odcieniami szarości, jest czerwony – kolor ubrań red folk i krwi. Niewątpliwie, twórcy zainspirowali się w pewnym stopniu Listą Schindlera, która zastosowała bardzo podobny zabieg. Całość oprawy wizualnej jest bardzo estetyczna i świetnie podkreśla klimat, do jakiego dążyli twórcy gry. Dodatkowym smaczkiem jest to, że wiele lokacji zawiera znane miejsca z Warszawy, więc osoby znające miasto z pewnością chętnie poszukają odniesień.

 

 

Zapewne część czytelników może się zastanawiać, dlaczego nie wspomniałem jeszcze nic o samej rozgrywce. Główny powód jest niestety taki, że nie jest ona specjalnie ciekawa czy wyjątkowa. Mamy tu do czynienia z zagadkami logicznymi, podobnymi do tych z Limbo czy Inside – przesuń skrzynię, strzel w coś procą, uruchom jakiś mechanizm. Większość zagadek zmusi nas do współpracy między bohaterami i dobrej koordynacji działań. Muszę jednak przyznać, że wszystkie tego typu wyzwania były banalnie proste, a rozwiązując je miałem nieodparte wrażenie, że gdzieś już je widziałem.

 

 

Twórcom gry należy się jednak uznanie za próby przełamania tego schematu. Zdarzają się tu dość często sekwencje “skradane”. W wielu grach potrafią one irytować, ale tutaj są na tyle krótkie i nieskomplikowane, że stanowiły powiew świeżego powietrza. Pojawiło się też kilka etapów zręcznościowych, gdzie musimy kierować motorem czy strzelać do przeciwników z procy. Sama gra jest też dosyć krótka, bo można ją spokojnie ukończyć w około 5 godzin. Paradoksalnie można to uznać za jej plus – myślę, że gdyby była dwa razy dłuższa, wspomniane mankamenty rozgrywki byłyby dużo większym problemem.

 

 

My Memory of Us to gra o ciekawej i chwytającej za serce fabule, pięknej grafice, intrygujących pomysłach, ale mało odkrywczej rozgrywce. Jest to jednocześnie małe, wirtualne muzeum, zbudowane dla mieszkańców Warszawy z czasów drugiej wojny. Mimo wspomnianych wyżej problemów, warto dać grze szansę, szczególnie jeśli ktoś, przynajmniej w małym stopniu, interesuje się historią. Na pewno zapamiętamy z niej więcej, niż ze szkolnej ławki.

 

Podziękowania dla Juggler Games za dostarczenie gry do recenzji.

 

My Memory Of Us Recenzja


Podsumowanie

Zalety

  • + Chwytająca za serce fabuła
  • + Ciekawie przedstawiony świat steampunkowej II wojny światowej
  • + Klimatyczna grafika
  • + Możliwość “douczenia się” na temat II wojny światowej w niekonwencjonalny sposób

Wady

  • - Mało odkrywcza rozgrywka
  • - Grę można ukończyć w 5 godzin (choć może to być uznane za pozytyw)

7.5

Wyświetleń: 2655

Redaktor

Zimny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *