RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Wesoła kompania – recenzja Swords and Soldiers II: Shawarmageddon

Swords and Soldiers jawi się jako gra z nieco innej…

1 kwietnia 2019

Swords and Soldiers jawi się jako gra z nieco innej epoki. Czy to źle? Zależy jakie mamy pokłady nostalgii dla flashowych gier sprzed kilkunastu lat.

Jest rok 2008. Upalne lato. Wszyscy nadal czekamy na Half Life 3, który jest już na pewno za rogiem. W przyszłym roku ma wyjść Call of Duty: Modern Warfare 2. Wszyscy twoi koledzy zagrywają się w najnowsze GTA IV, ale tobie rodzice nie dali na nie pieniędzy. Sfrustrowany, wchodzisz na Kongregate, Armor Games lub Miniclip. Toniesz w morzu flashowych gier, dostępnych kompletnie za darmo. Słońce świeci za oknem. Jutro sobota, przed tobą cały weekend grania. Życie jest proste.

Kiedy zabrałem się za Swords and Soldiers II, momentalnie przypomniały mi się czasy, gdy królowały flashowe gry. Jeśli graliście kiedyś w takie darmowe tytuły jak Warfare 1914, od razu poczujecie się tu jak w domu, bo duża część rozgrywki jest praktycznie identyczna. Nie znaczy to oczywiście, że przez 10 lat gatunek w żadnym stopniu nie ewoluował, ale o tym zaraz.

Swords and Soldiers II jest strategią czasu rzeczywistego o dość prostym założeniu: w prawie każdej planszy musimy zniszczyć bazę przeciwnika, zanim on zniszczy naszą. Aby tego dokonać, możemy produkować jednostki, które będą poruszać się w prawo po dwuwymiarowej planszy, zbierać złoto na nowych wojowników i wspierać ich przeróżnymi czarami. Brzmi łatwo, ale w niektórych planszach trzeba się solidnie napocić, bo gra mimo nieskomplikowanego pomysłu, potrafi być całkiem trudna.

Jeśli chodzi o fabułę, jest ona tak niedorzeczna, że aż cudowna. Dostajemy pod kontrolę bandę niezbyt rozgarniętych wikingów i pod wodzą ich herszta, Redbearda, mamy za zadanie odzyskać skradzione owce z jego ulubionej restauracji, serwującej shwaramę. Podczas tego epickiego zadania odwiedzimy przeróżne krainy, wliczając w to pustynną Persję czy mroczną krainę demonów, i będziemy musieli zapobiec zagładzie naszego świata, zgotowanej przez armię demonów – shwaramageddonowi. Każdy dialog, który pojawił się w grze, jest napisany w podobnym, absurdalnym stylu, co cała historia. Dla mnie to ogromny plus, bo widać, że twórcy gry nie są pozbawieni poczucia humoru.

Mimo banalnie prostego pomysłu na rozgrywkę, gra stara się na każdym kroku urozmaicić nam życie, co stanowczo należy docenić. Dostępnych jednostek jest naprawdę dużo i faktycznie dość mocno się od siebie różnią. Znajdziemy tu oprócz “standardowych” wikingów gobliny rzucające zatrutymi strzałami, magików na latających dywanach czy kucharzy leczących inne jednostki poprzez rzucanie w nie mięsem. Co więcej, mamy do dyspozycji istoty “specjalne”, których możemy wystawić do walki ograniczoną ilość. Tu znajdziemy np. wojowniczkę zagrzewającą inne jednostki do szybszej walki, dżinna, który przyspieszy znacznie odnawianie się naszych zaklęć oraz ogromnego trolla, który potrafi przerzucać jednostki przez sporą część planszy za pomocą swojej tarczy. Ciekawe są też dostępne czary – możemy przykładowo zmienić przeciwników w owce lub ich przekupić i przekonać do walki po naszej stronie.

Mimo że większość poziomów powiela opisany wyżej schemat “zniszcz-bazę-przeciwnika-zanim-on-zniszczy-twoją”, znalazło się też co najmniej kilka perełek. Trafimy tu na przykład na planszę, gdzie musimy ścigać się z inną mobilną bazą do mety, spowalniając przeciwnika poprzez rzucanie mu pod koła pułapki i naszych żołnierzy. Wiele poziomów ma też rozwidlające się drogi, co w połączeniu z nieuwagą sprawi, że wróg bardzo szybko zapuka do bram, omijając kompletnie nasze siły.

Niestety, o całej tej różnorodności zapomnimy, kiedy tylko dojdziemy do końca kampanii. Problem w tym, że w moim wypadku nastąpiło to już po 4,5 godziny. Z niedowierzaniem sprawdziłem informacje w Internecie, w nadziei, że coś pominąłem, ale nie – grę faktycznie da się ukończyć w 4-6 godzin. Można co prawda wracać do ukończonych plansz w celu zdobycia dodatkowych “gwiazdek” znanych z wielu gier mobilnych, ale powiem szczerze, że większość z tych wyzwań była bardziej upierdliwa niż trudna. Mamy też możliwość gry przez sieć, ale mimo wielokrotnych prób, ani razu nie udało mi się połączyć z żadnym przeciwnikiem. Wielka szkoda, bo nieco dłuższa kampania na pewno przyczyniłaby się do lepszych wrażeń końcowych.

Na koniec kilka słów o grafice. Tutaj naprawdę nie ma czego się przyczepić. Strona wizualna jest pięknie narysowana, postacie świetnie animowane i całość wygląda po prostu na bardzo dopracowaną. Nie mam też żadnych zastrzeżeń jeśli chodzi o oprawę muzyczną. Zaprezentowane utwory wpadają w ucho, choć raczej nie będziecie ich nucić przez najbliższe tygodnie.

Swords and Soldiers II: Shawarmageddon z pewnością przypadnie do gustu wszystkim, którzy dobrze bawili się przy “jedynce” i tym tęskniącym za czasem flashowych gier. Reszcie czytelników niestety nie mogę tego tytułu polecić, głównie ze względu na to, że przy odrobinie uporu można ją skończyć w jeden wieczór. Ogromna szkoda, bo ta shawarma mogła być naprawdę smakowita.

Podziękowania dla Ronimo Games za udostępnienie kopii recenzenckiej.


Podsumowanie

Zalety

  • + Spora różnorodność misji
  • + Humor
  • + Duża ilość dostępnych jednostek i czarów

Wady

  • - Gra na kilka godzin
  • - Gameplay rodem z flashowych gier sprzed 10 lat
  • - Martwy multiplayer

6.5

Wyświetleń: 2363

Redaktor

Zimny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *