RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Gdy historia przyjmuje inny bieg – Wolfenstein II: The New Colossus Recenzja

Niemcy wygrywają II Wojnę Światową dzięki Wunderwaffe. Świat jest pogrążony…

8 października 2018

Niemcy wygrywają II Wojnę Światową dzięki Wunderwaffe. Świat jest pogrążony w terrorze, za który odpowiadają naziści. Nawet ostoja demokracji, czyli Stany Zjednoczone musiały poddać się okupantowi. Jest rok 1961, a my budzimy się pośród tego chaosu…w ciele B.J. Blazkowicza, który musi się tu odnaleźć w mgnieniu oka.

 

Wolfenstein to seria, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Wizja alternatywnej historii robi wrażenie bez względu na nasze osobiste sympatie. Trzeba przyznać, że twórcy osiągnęli w tym aspekcie pełen sukces. Pierwszym skojarzeniem po usłyszeniu tego magicznego słowa (Wolfenstein) jest sztandar nazistowskiej Rzeszy. Nowa gra przeznaczona na Nintendo Switch musi zatem robić wrażenie.

 

Zarys fabularny

 

Gry tego typu najlepiej poznaje się z własnego doświadczenia. Nie ma sensu żmudne przedstawianie historii ,,krok po kroku”. Wystarczy zatem powiedzieć, że główny bohater B.J. Blazkowicz budzi się ze śpiączki w Stanach Zjednoczonych. Za Oceanem szybko podejmuje się kontynuacji swojej krucjaty w celu obalenia nowego porządku świata.

 

Podczas swojej przygody spotyka znane postacie z wcześniejszych części (akcja zaczyna się w momencie, w którym kończy The New Order). Oprócz tego, zetknie się również z lokalnymi partyzantami (Grace oraz Horton). Cały trzon postaci uzupełni piekielna i przerażająca Frau Engel, która idealnie potęguje wrażenie terroru. Przypomnijmy, że antagonistka występowała również w poprzedniej części serii, do której The New Colossus nawiązuje nieustannie.

 

 

Stary, dobry Wolfenstein z nowinkami?

Akcja gry oczywiście toczy się bardzo dynamicznie, a większą ilość czasu spędzimy na eliminacji wrogów. Strzelanina FPP gwarantuje nam wiele opcji egzekucji. Możemy robić ją po cichu, aby zaangażować minimalną liczbę wrogich jednostek. Jeżeli jednak lubimy rozwałkę, na pewno sięgniemy po efektowne karabiny i pistolety (ciekawe strzelanie z dwóch jednocześnie). Wolfenstein umożliwia korzystanie ze specjalnych broni, których istnienia nawet byśmy się nie spodziewali (na przykład granatnika zasilanego olejem napędowym). Całość jest jednak wyłącznie dodatkiem do przyjemnej gry akcji, w której liczy się każda sekunda.

 

Fabuła stoi na wysokim poziomie i nie odczuwamy tutaj mniejszych możliwości Nintendo w stosunku do mocniejszych konsoli. Trzeba przyznać, że konwersja tytułu udała się znakomicie. W samym interfejsie nie odnotujemy zbyt wielu nowinek. Zmieniły się jednakowoż pewne schematy, które od lat kojarzyły się z serią.

 

Na każdym kroku znajdziemy pewne przedmioty kolekcjonerskie, a system odnawiania zdrowia zastąpiły apteczki z elementami pancerza. Może się to wydawać sporym utrudnieniem, ale w trakcie rozgrywki nie odczujemy specjalnego dyskomfortu. Miłośnicy samej historii oraz ciekawych przerywników także będą zadowoleni. Dialogi stoją na wysokim poziomie, są dopracowane oraz konkretne. Muzyka dopełnia całego dzieła i stanowi świetny dodatek.

 

Podczas naszej przygody zwiedzimy znane oraz mniej ciekawe lokacje. B.J. Blazkowicz uda się na przykład do Nowego Orleanu, a także na Manhattan. Drobny smaczek, ale na pewno podnosi wrażenia ogólne. Poza tym zwiększa klimat, który należy uznać dotychczasowo za jeden z głównych atutów serii.

 

Wolfenstein emanuje pewną otoczką, która od lat cieszy fanów. Czuć tutaj napięcie, terror oraz niepokój. Wszystko to składa się w umiejętną całość i tworzy tło dla dynamicznej, inspirującej przygody, której nie chcielibyśmy przeżyć ,,na własnej skórze”.

 

 

Ofiara dobrej zmiany…

 

Dokładne przeniesienie gry na konsolę Nintendo Switch wymagało poświęceń w kwestii grafiki. Odwzorowano co prawda wiernie lokalizacje, ale ucierpiała na tym ogólna jakość efektów wizualnych. Mamy wrażenie rozmycia, które pozostaje z nami przez niemal pełną rozgrywkę. Całość uzupełnia fakt działania w 30 FPS’ach, które nie wymagają zbytecznego komentarza.

 

W jaki sposób udało się tak wiernie odwzorować świat gry na przenośne konsole? To efekt żmudnej pracy oraz sprytnego triku. Mowa tutaj o pewnych zamkniętych pomieszczeniach, których nie uświadczymy w innych wersjach. Ograniczony dostęp sprawia, że Wolfenstein bawi na Switchu co najmniej tak samo.

 

Przetrwać przez początkowe etapy

 

Zadziwiający fakt, ale początki z kontynuacją Wolfensteina będą przeżyciem dziwnym. Grę oczywiście zaleca się osobom, które przeszły uprzednio The New Order. Nie chodzi o same umiejscowienie akcji, ale liczne odniesienia, które będą pojawiały się na każdym kroku. Bez znajomości poprzedniej części, gra nie będzie dla nas tak wyrazista, a przecież o to chodzi.

 

Klimat znany z The New Order został zachowany, ale gra przeszła w pewnym stopniu metamorfozę. Ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że twórcy ponury, ciężki wydźwięk starali się maksymalnie zbilansować. Nie wiem jednak, czy pierwsze chwile z grą na tym nie ucierpiały. Powiedzmy sobie jasno, Wolfenstein nie podobał się wszystkim. Teraz gra poszła delikatnie w stronę populizmu.

 

Stąd też na początku usłyszymy mało wybredne żarty, a całość przypomina formułę ,,super bohaterów”. Charakterystyczne są same dialogi, ale również postawy w grze. Można łatwiej odnieść wrażenie, iż protagoniści chcą być ,,cool” oraz kreują bardziej pozytywny wizerunek. Na szczęście oprócz tych zabiegów, spotkamy się tu z niejedną sceną mrożącą krew w żyłach. Okrucieństwo wojenne jest zobrazowane nad wyraz dosłownie.

 

 

Podsumowanie – ,,amerykański” tuning serii

 

Wolfenstein nadal jest grą bardzo wciągającą. Posiada świetną fabułę, urozmaicone dialogi oraz bardzo dobrze rozrysowaną kampanię. Mamy zatem wszystko, czego trzeba, aby nadać opowieści właściwy klimat.

 

Z drugiej strony rzuca się w oczy wpływ bardziej populistycznych zagrywek. Studio postawiło na elementy humorystyczne, które mają przeciwstawiać się ciężkim, mrocznym klimatom. Sama zmiana jest bardzo sugestywna, ponieważ wiąże się z inną lokacją dla fabuły. Bohater pojawia się w Stanach Zjednoczonych i swoim zachowaniem powoli przypomina nam amerykańskiego bohatera.

 

Czy mimo tych drobnych niuansów warto zagrać w The New Colossus? Na pewno tak. Gra dostarcza nam wielu wrażeń, a strzelanie oraz eliminacja wrogów jest bardzo przyjemna. Całość dopełnia wielki asortyment broni, a także urozmaicone misje. Co prawda nie ma tu ruin średniowiecznych zamków oraz mrocznych, europejskich scenerii. Zostały zamienione przez amerykańskie odpowiedniki, które tworzą nieco inne otoczenie.

 

Na samym końcu drobna porada, która pozwoli Wam przeżyć większe emocje związane z rozgrywką. Koniecznie zagrajcie w The New Order. Koniec poprzedniej części jest jednocześnie początkiem fabuły The New Colossus. Do tego nieustannie będziemy napotykać na swojej drodze nawiązania do poprzedniej przygody B.J. Blazkowicza. Bez jej znajomości, nie poznacie historii w pełni.

 

 

Wolfenstein II: The New Colossus Recenzja

 

 


Podsumowanie

Zalety

  • + kampania (jej długość, szczegółowość, dialogi),
  • + dopracowany model strzelania oraz asortyment broni,
  • + charakterystyczny klimat Wolfensteina został zachowany,
  • + pełne odwzorowanie lokacji gry z ,,mocniejszych” konsol
  • + apteczki oraz elementy pancerza skutecznie zastępują samoczynne zdrowienie.

Wady

  • - początek gry może być źródłem konsternacji,
  • - klimat jest nadal ciężki, ale producenci stopniowo dodają luźniejsze motywy (nie dla wszystkich),
  • - grafika jest rozmyta oraz mało szczegółowa,
  • - problemy z jakością przejawiają się w 30 FPS’ach oraz okresowych spadkach płynności.

8.5

Wyświetleń: 3718

Redaktor

Donson

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *