RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Powrót do przeszłości – recenzja Klonoa Phantasy Reverie Series

Poprzez rozwój technologiczny gry się zmieniają i, jak Pokémony, ewoluują….

12 lipca 2022

Poprzez rozwój technologiczny gry się zmieniają i, jak Pokémony, ewoluują. Najlepszym tego przykładem są platformówki, które zaczynały od pikselowych, w pełni dwuwymiarowych tytułów. Po premierze Nintendo 64 oraz PlayStation One nastąpił ogromny skok naprzód za sprawą wprowadzenia trójwymiarowej technologii generowania tekstur. Piksele zaczęły odchodzić do lamusa, a twórcy zgłębiali pokłady wcześniej nieosiągalnej mocy.

 

Wspomnień czar

 

Producenci gier mieli wiele pomysłów na przeniesienie swoich marek w trzeci wymiar. Nintendo zaprezentowało grę rewolucyjną Super Mario 64 – w której eksploracja miała ogromne znaczenie. Poziomy były w pełni otwarte, lecz okupiono to pustością plansz, co widać szczególnie teraz. Naughty Dog (Crash Bandicoot) skierowało swoją uwagę na stworzenie plansz kipiących zawartością – można było poruszać się we wszystkich kierunkach, lecz poziomy były korytarzowe i prowadziły od punktu A do punktu B. Pojawił się również nurt celebrujący platformówki 2D za pomocą grafiki 3D. Warto tutaj wspomnieć o takich klasykach, jak Pandemonium! oraz pierwsza odsłona Klonoy, które oferowały świat wykreowany w pełnym trójwymiarze, lecz rozgrywka przypominała gry dwuwymiarowe.

 

 

Patrząc na dzisiejsze produkcje, gry starszej daty mogą wzbudzać politowanie, jednakże nie zapominajmy, że to one wykreowały gatunki i warto je traktować jako historyczne obiekty kultury w growym świecie. Twórcy jednak bardzo często lubią sprzedawać starsze gry kolejny raz i tak stało się z wcześniej wspomnianą Klonoą. W ramach 25-lecia marki Bandai Namco zaprezentowało remastery Klonoa: Door to Phantomile oraz Klonoa 2: Lunatea’s Veil, które wydano w ramach dylogii Klonoa Phantasy Reverie Series. Ogrywanie obu tytułów w 2022 roku to słodko-gorzkie doświadczenie, które skierowane jest raczej do fanów staroszkolnych gier niż do młodszych odbiorców.

 

 

Kolekcja klasyki

 

Powiedzmy sobie szczerze – od platformówek nie oczekuje się ambitnej fabuły i tak też nastawiłem się przy odpalaniu kolekcji. Moje wspomnienia od razu zderzyły się z rzeczywistością, bo wyimaginowany obraz starych czasów został skontrowany ze stanem faktycznym, który można określić mianem tragicznego. Fabuła cechuje się płaskością i słodkością przekraczającą wszelakie normy. Oczywiście pojawiają się wątki ratowania świata oraz pomocy uciśnionym pobratymcom. Dla dojrzałej osoby może być to za dużo cukru naraz, lecz opowieść może spodobać się dzieciom. Tutaj uwidacznia się jednak problem, gdyż w grach pojawia się nad wyraz dużo tekstu. Obie produkcje są przegadane i nie posiadają polskiej wersji językowej, więc latorośle będą musiały wspomóc się rodzicem, by cieszyć się pełnią fabuły. Brak polonizacji początkowo mnie zdziwił, gdyż przed rozpoczęciem gry rodzimy wydawca przetłumaczył wszelkie umowy licencyjne, z którymi trzeba się zapoznać przed właściwą zabawą.

 

 

Rozgrywka to klasyk nad klasykami. Protagonistą jest tytułowy Klonoa – dziwne antropomorficzne zwierzę przypominające nieco kota z przerośniętymi uszami, które podczas rozgrywki można wykorzystać jako skrzydła. Protagonista biega, skacze, przemierza różnorodne poziomy – można rzec, że standard w platformówkach. Cechą szczególną bohatera jest pierścień, który służy do chwytania wrogów. Klonoa otrzymuje obrażenia po dotknięciu przeciwnika, więc będzie to jedyne narzędzie do samoobrony. Po uchwyceniu wroga możemy nim rzucić w celu niszczenia otoczenia lub zabicia innego przeciwnika. Dzięki temu można również wykonywać podwójny skok, co bardzo często przydaje się w rozgrywce. Zwykłe etapy przeplatane są walkami z bossami, lecz te stają się nużące i powtarzalne w dalszych poziomach.

 

 

Minimalne zmiany

 

Obie gry w głównej mierze są całkiem przyjemnymi platformówkami, a remastery nie wprowadzają żadnych rewolucyjnych zmian. Miłośnicy oryginału poczują się jak w domu. Na minus zdecydowanie mogę zaliczyć nierówny poziom trudności – początkowo gra wydaje się nudna przez łatwość rozgrywki, lecz w końcowych etapach zostaje ona wywindowana do dziwnie wysokich rejonów. Całość można ukończyć w około 12-14 godzin, lecz wszystko zależy od tego, czy będziecie zbierać znajdźki. Na planszach porozrzucano diamenty oraz elementy puzzli, których zbieranie jest opcjonalne.

 

 

Mimo remasteringu widać, że są to gry, które nadgryzł ząb czasu i przydałby się pełen remake. Obie gry to po prostu odświeżone klasyki – bardziej błyszczące i kolorowe. W opcjach można włączyć odpowiedni filtr, dzięki któremu grafika jest bardziej staroświecka. Wprowadzono również tryb łatwy, w którym wrogowie zadają mniejsze obrażenia i po wykorzystaniu wszystkich żyć odradzamy się przy ostatnim punkcie kontrolnym, a nie na początku etapu. Dodano także tryb kooperacji, który jest tylko małą ciekawostką. Drugi gracz może wspomóc swojego pobratymcę w wykonywaniu podwójnego skoku, nie trzeba chwytać do niego wroga. Być może przyda się to rodzicom grającymi z młodszymi pociechami, lecz szkoda, że nie pokuszono się o coś więcej i nie wprowadzono pełnej kooperacji z krwi i kości.

 

 

Warto też wspomnieć, że pierwsza część Klonoy to remaster remake’u z Nintendo Wii, a nie oryginału z PSone. Mimo że obie gry są kolorowe i mogą cieszyć oko, to graficznie bywają rozczarowujące – całościowo kolekcja wydaje się być za bardzo plastikowa, a niektóre tekstury płaskie. Taki styl graficzny może być rozczarowujący dla osób znających oryginały – otrzymaliśmy gry bez żadnej własnej osobowości. Obecnie zestaw przypomina wiele innych platformówek i nie wybija się z tłumu. Oba tytuły działają płynnie na Switchu i osiągają do 60 klatek na sekundę. Rzadko kiedy jest to stała liczba (przez większość czasu gra działa w ok. 50 FPS-ach), lecz rozgrywka przez większość czasu jest komfortowa. Natomiast muzyka jest nijaka i nie wywarła na mnie żadnego wrażenia – nie zachwyca, ale też nie przeszkadza w rozgrywce.

 

 

Klonoa Phantasy Reverie Series to kolekcja prostych remasterów, która nie wprowadza żadnych znaczących zmian. Nadal jest to przyzwoita platformówka, którą przez brak większej ingerencji nadgryzł trochę ząb czasu i może być mało przyjazna dla współczesnego gracza. Dla fanów, którzy liczą na powiew nostalgii, jest to pozycja obowiązkowa.

 

 

Cena w eShopie: 199 zł

Podziękowania dla CENEGI za dostarczenie gry do recenzji.

 

 


Podsumowanie

Zalety

  • + dwie gry w cenie jednej
  • + klasyczna rozgrywka może sprawiać frajdę
  • + łatwa do opanowania
  • + tryb casualowy, który może przydać się graczom chcącym bezproblemowo przejść grę

Wady

  • - brak znaczących zmian, które nie zachęcają do sięgnięcia po dwudziestoletnie gry
  • - plastikowa oprawa graficzna
  • - nijakość oprawy dźwiękowej
  • - brak trybu kooperacji z prawdziwego zdarzenia
  • - powtarzalne walki z bossami
  • - nierówny poziom trudności

6

Wyświetleń: 1780

Redaktor

Łukasz Jankowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *