RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Powrót mrocznego strażnika – recenzja Shadow Man Remastered

Wieść o pojawieniu się leciwego już Shadow Mana na Switchu…

28 stycznia 2022

Wieść o pojawieniu się leciwego już Shadow Mana na Switchu ucieszyła mnie jak żaden dotąd remaster. Pamiętam jeszcze czasy pierwszego PlayStation, kiedy wspomniana produkcja plasowała się w mojej osobistej (nie)świętej trójcy, tuż obok Silent Hilla oraz Legacy of Kain: Soul Reaver. Wbrew pozorom tytuły te mają ze sobą wiele wspólnego, między innymi ciężki, mroczny klimat, wciągającą historię oraz rozbudowany świat, które w połączeniu wciągają jak pstrykanie folią bąbelkową.

 

 

Co łączy laleczkę voodoo i Kubę Rozpruwacza?

 

Już początkowa scenka pokazuje nam, z czym będziemy mieć do czynienia, a zapowiada się dosyć standardowo. Naszym zadaniem będzie stawienie czoła Legionowi, który ma pewne plany związane z zagładą świata. Nie będzie jednak działać sam, ponieważ pomoże mu czwórka złoczyńców, w tym wspomniany Kuba Rozpruwacz.

 

 

Jako gracz wcielimy się w Michaela LeRoi – nieśmiertelnego wojownika voodoo, który posiada zdolność lawirowania pomiędzy światem żywych i umarłych, aby chronić nas, zwykłych zjadaczy chleba, przed ewentualnym paskudztwem, jakie mogłoby się przypałętać z tamtej strony. Mogłoby się wydawać, że wszystko idzie jak po maśle, w końcu tytułowy Shadow Man działa w tym fachu już od tysięcy lat. Jednakże wyraźnie coś wisi w powietrzu, ponieważ jego przyjaciółka Nettie, parająca się magią, ma sen, a w nim odwiedza ją czterech złoczyńców. Nie kto inny jak Michael musi odkryć, co naprawdę się święci i wyeliminować ewentualnych sprawców.

 

Tyle, jeśli chodzi o fabułę, ponieważ reszty będziemy się dowiadywać w miarę rozgrywki. Ta polega na przemierzaniu ogromnych lokacji, walce z drobniejszymi i większymi przeciwnikami, wracaniu do wcześniej zamkniętych przejść, zbieraniu coraz to nowych gadżetów i zwiększaniu naszych mocy. Mamy więc do czynienia z grą przygodową z elementami platformówki, jednakże można też pokusić się o stwierdzenie, że jest to jedna z pierwszych metroidvanii 3D.

 

 

Przytłaczająca wielkość świata

 

Świat, który przyjdzie nam przemierzać, jest przeogromny. Już na samym początku jesteśmy wrzuceni w system korytarzy, w których bardzo łatwo jest zabłądzić. W miarę rozwoju rozgrywki będzie ich jeszcze więcej. Nie mamy przy tym do dyspozycji żadnej mapy ani znaczników. Warto więc orientować się w terenie i lokalizacji zamkniętych przejść, do których trzeba będzie wrócić po zyskaniu nowej umiejętności. Tych natomiast jest bardzo dużo, chociaż niektóre z nich będą mniej ważne, inne natomiast kluczowe.

 

 

Muszę przyznać, że już grając w ten tytuł ponad 20 lat temu, byłem oczarowany tym, jak rozległe obszary zaserwowała nam pierwsza konsola ze stajni Sony. Jednocześnie dzięki temu produkcja prezentowała (i nadal prezentuje) dosyć wysoki poziom trudności. Nie chodziło wcale o przeciwników czy elementy platformowe, ale właśnie o przytłaczającą wielkość świata, którego praktycznie trzeba było nauczyć się na pamięć. Nieraz zdarzało się, że błądziłem przez długi czas po jednej lokacji, aby przypadkiem odkryć, że po prostu nie zauważyłem jednego istotnego przejścia.

 

 

W pełni wykorzystany potencjał

 

Mam świadomość tego, że Shadow Man Remastered nie jest grą dla każdego i wiele osób (zwłaszcza tych młodszych) zwyczajnie się od niej odbije. W końcu o kanty modeli postaci można sobie wybić oko, a tekstury nie są najwyższej jakości. Widać wyraźnie, że jest to tytuł sprzed dwóch dekad, mimo że z podrasowaną grafiką, i młodsi odbiorcy, przyzwyczajeni do fotorealistycznych produkcji, mogą kręcić nosem. Ale z drugiej strony, czy przypadkiem nie żyjemy w czasach, w których pixel art i minimalistyczna grafika nie przeżywają swojego renesansu? Ile jest bardzo dobrze ocenianych nowych produkcji z grafiką nawiązującą do ery 16–bit? Mogę więc posunąć się do stwierdzenia, że recenzowany tytuł doskonale odnajdzie się w tym gronie, a jednocześnie będzie to dla niektórych lekcja historii.

 

 

A skoro już mówimy o produkcji, która jest remasterem, to nie może zabraknąć porównań z pierwowzorem. A wbrew pozorom dokonano tutaj licznych zmian. Tekstury są wyraźnie lepszej jakości, dodane zostały też pewne elementy otoczenia, których nie było w oryginale. Wszystko wygląda o wiele lepiej i wyraźniej, mimo że zachowano starą stylistykę i surowość obiektów.

 

Shadow Man Remastered chodzi też płynniej, ponieważ przy optymalnych ustawieniach grafiki zapewniono 60 klatek na sekundę. Zdarzają się co prawda pewne chrupnięcia i zwolnienia, ale są one na tyle sporadyczne, że można przymknąć na nie oko. Przyznam, że w kwestii wydajności tradycyjnie użytkownicy Switcha otrzymają produkt wykastrowany. Jednakże muszę pochwalić ekipę Nightdive Studio, ponieważ wykonała kawał dobrej roboty. Zaskoczył mnie też fakt, że użytkownicy hybrydowej konsoli mają do wyboru kilka opcji graficznych. Jeśli chcemy wyłączyć tekstury HD i zanurzyć się w oryginalnym doświadczeniu z 1999 roku – nie ma problemu. Chcemy włączyć antialiasing lub ziarno – nic nie stoi na przeszkodzie. Oczywiście przy maksymalnych ustawieniach wydajność spada do 30 klatek na sekundę, ale wszystko zależy od tego, jakie kto stawia sobie priorytety. Ważne, że jest wybór.

 

 

Klimat nie do podrobienia

 

Tytuł już od samego początku serwuje nam sporą dawkę dobrego i mrocznego klimatu. Rozpoczynamy w bagnistej Luizjanie, gdzie kapłanka voodoo mówi nam o nadchodzącej apokalipsie. Szybko trafiamy do Deadside, gdzie musimy zmierzyć się z dwugłowymi maszkarami. Wszystko po to, aby trafić do Azylu, w którym napotkamy na kolejne osobliwości i makabryczne eksperymenty, przeprowadzane przez otyłych rzeźników w maskach i z hakami zamiast rąk. Wszystkie lokacje są bardzo zróżnicowane i równie mroczne.

 

 

Kwestię udźwiękowienia raczej staram się pomijać w moich recenzjach. Nie to, żebym uważał ją za nieistotną, wręcz przeciwnie. Ale po prostu nie czuję się na tyle kompetentny w temacie, aby o nim pisać. Jednak w przypadku Shadow Man Remastered pominięcie tego elementu byłoby zniewagą dla twórców, którzy naprawdę odwalili kawał dobrej roboty. Zarówno muzyka, jak i odgłosy doskonale wprowadzają w klimat. W przypadku bagien Luizjany do naszych uszu dochodzą jedynie dźwięki cykad i szczekanie psów, ale już po Stronie Umarłych słyszymy zawodzenie umęczonych dusz i mroczne melodie, które czasem są szybsze, np. w świątyni z przeszkodami, zalanej wrzącą magmą. Do tego dodajmy odgłosy pracujących maszyn oraz buchającej pary, jak również krzyki, odgłosy tortur i już mamy to, co tygryski lubią najbardziej.

 

 

Sekrety i znajdźki

 

Świat Shadow Mana to wiele sekretów i niespodzianek, poukrywanych w różnych miejscach, których odnalezienie sprawi nam wiele radości. Wystarczy wspomnieć, że nasz bohater ma do dyspozycji dosyć obszerny arsenał broni. Tutaj natomiast zachodzi podział na te, których możemy używać w świecie żywych, np. pistolet, strzelba czy karabin maszynowy. Drugi rodzaj to bronie voodoo, a więc magiczne narzędzia miotające ogniem lub energią. Z tych drugim skorzystamy wyłącznie w Deadside.

 

 

Dodatkowo do znalezienia mamy również przedmioty zwane Codeaux, których jest dokładnie 666. Te w późniejszym czasie możemy wymienić na wydłużenie naszego paska życia. Trzeba również wspomnieć o Mrocznych Duszach, których wchłanianie zwiększa moc naszego bohatera, a dzięki temu jest on w stanie otwierać kolejne zapieczętowane drzwi. Poza tym w międzyczasie trzeba będzie eksplorować pewne świątynie. Po przejściu prób Shadow Man kolejno nauczy się odporności na ogień, chodzenia po lawie oraz pływania w niej. Umiejętności te standardowo zaowocują dodatkowymi możliwościami eksploracji.

 

Tylko dla dinozaurów?

 

 

Jestem świadomy tego, że oceniając ten tytuł, nie będę do końca obiektywny. Inaczej spojrzę na niego ja, skoro praktycznie się na nim wychowałem, a inaczej obecny 20–latek. Uważam jednak, że produkcja już 23 lata temu wykorzystywała w pełni potencjał ówczesnych konsol, serwując niesamowity klimat i wysoki poziom trudności, a przy tym masę eksploracji i dobrej zabawy. Teraz mamy tego więcej, w lepszej oprawie graficznej. Dodać należy także, że Shadow Man Remastered to nie tylko odświeżenie pod względem wizualnym. Twórcy pokusili się również o dodanie paru nowych elementów: broni, przeciwników czy lokacji. Jest to więc doskonała okazja zarówno do tego, aby poznać ten tytuł na nowo, jak również wrócić do niego po latach.

 

Cena w eShopie:  80 zł

Podziękowania dla Nightdive Studios za dostarczenie gry do recenzji

 


Podsumowanie

Zalety

  • + niesamowity klimat
  • + poprawiona grafika względem oryginału
  • + ogromny świat do eksploracji
  • + niesamowita ścieżka dźwiękowa
  • + możliwość ustawienia grafiki

Wady

  • - czasem „chrupnie”
  • - szkoda, że tylko remaster
  • - czasem toporne sterowanie

8.5

Wyświetleń: 2910

Redaktor

Paweł Sępioł

Wyznawca Eris z utęsknieniem czekający na powrót Wielkich Przedwiecznych. Na nowo odkrył miłość do Nintendo, chociaż od wielu lat romansuje jeszcze z PlayStation. Fan planszówek, horroru w każdej formie oraz zombie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *