Hero RecenzjeRecenzja
Hero RecenzjeArtykuł

Wszyscy moi rodzice nie żyją – recenzja Assassin’s Creed: The Ezio Collection

 14 kwietnia 1865 roku. Aktor, John Wilkes Booth, skacze z…

21 lutego 2022

 14 kwietnia 1865 roku. Aktor, John Wilkes Booth, skacze z prezydenckiej loży prosto na scenę Teatru Forda, łamiąc przy tym nogę. Skok poprzedza łacińskim okrzykiem „Sic semper tyrannis!”, oznaczającym „Tak zawsze dzieje się tyranom!”. Publiczność rozpoznaje w performerze lokalnego aktora, dlatego traktuje eksces jako element przedstawienia. John szybko znika za kulisami. Natychmiastową zmianę napięcia wśród zebranych wywołuje wiadomość o martwym prezydencie Lincolnie, który jeszcze przed momentem podziwiał spektakl z loży, a teraz przez dziurę w głowie ulatuje z niego życie. Życie odebrane przez Johna Booth’a, który przyłożył mu do tyłu głowy pistolet i pociągnął za spust.

 

[wikipedia.org]

 

Sic semper Tyrannis!

 

Booth, mimo odniesionej kontuzji, zdążył jeszcze wsiąść na konia i uciec z miejsca zbrodni na południe kraju. Miało tam czekać na niego wsparcie mieszkańców oraz konfederatów, z którymi mocno sympatyzował. Ale cóż… Można rzec, że sprawiedliwości stało się zadość. Po dwunastu dniach zginął w strzelaninie na farmie w Wirginii. Jednak, gdyby wszystko poszło zgodnie z pierwotnym planem, mogło się obyć bez rozlewu krwi.

 

John, wraz z trójką sympatyków Konfederacji, początkowo planował porwać Lincolna i wymienić go za więzionych konfederatów. Gdy plan okazał się bezskuteczny, spiskowcy zdecydowali sięgnąć po radykalne środki i dokonać czterech zabójstw wysoko postawionych osób, w tym samego prezydenta. Ale cóż… z zadania wywiązał się tylko John Booth. Uważał swój czyn za wielki i znaczący; tak przynajmniej pisał w swoim dzienniku. Znaczeniu dokonanemu zabójstwu miały dodać słowa, które wypowiedział tuż po pociągnięciu za spust – Sic semper tyrannis; wypowiedź Brutusa po zabójstwie Cezara.

 

 

[Vincenzo Camuccini The Death of Julius Caesar (1806)]

Jeden zły dzień

 

Analizując życie Johna Bootha przed zamachem, można odnieść wrażenie, że przyparty do muru przez wiele trudności próbował odnaleźć źródło swoich porażek. Porzucił on bowiem karierę aktora na rzecz interesu naftowego, który okazał się niestety bezowocny. Biorąc pod uwagę toczącą się w tamtych czasach Wojnę Secesyjną, za winnego swych nieszczęść upodobał sobie przeciwną stronę polityczną; szczególnie, że John podróżował dużo po kraju i spotykał się z wieloma osobami związanymi z Konfederacją.

 

Czy seria trudnych wydarzeń w życiu może popchnąć człowieka do zabójstwa? Odpowiedź na to pytanie próbowało odnaleźć wielu. Najpopularniejsze sformułował Alan Moore w komiksie Zabójczy Żart, zilustrowanym przez Briana Bollanda. W historii tej Joker zakłada, że jeden zły dzień jest w stanie zmienić o 180 stopni życie wszystkich osób. Uważa, że sytuacja taka miała miejsce w jego życiu, jak i u jego największego wroga/sensu istnienia – Batmana. Najpopularniejszy Błazen posuwa się jednak dalej w swoim rozumowaniu i sugeruje, że przez nieszczęsny dzień ludzie są w stanie zboczyć na ścieżkę zła. Zauważa w Batmanie wiele podobieństw do siebie, jednocześnie nie rozumiejąc, dlaczego Gacek nie zabija. Łatwo jest zgodzić się z podejściem Jokera, gdyż spłaszcza on całe społeczeństwo do identycznie myślącej masy. Patrząc po wielu dziełach kultury popularnej, bez trudu można odnieść wrażenie, że rozumowanie z Zabójczego Żartu popiera wielu autorów. Jednym z nich jest Corey May – główny scenarzysta Assassin’s Creed II.

 

 

Me dispiace

 

Uargumentowanie jednego z najgorszych przestępstw ludzkości jest nadzwyczaj trudne. Przez bardzo długi czas odbieranie życia było domeną antagonistów, których za wszelką cenę próbował powstrzymać lśniący przykładem protagonista. Motyw ten nie tylko powtarza się w Batmanie, ale również w wielu innych opowieściach superbohaterskich czy popularnych książkach, jak seria o Harrym Potterze. Gdy przyjrzymy się bliżej wymienionym postaciom, można zauważyć, że ich wspólnym mianownikiem jest trauma w postaci utraty rodziców. Popkulturowe sieroty można długo wymieniać, jednak chciałbym przybliżyć dzisiaj sylwetkę jednej, która doczekała się rzeszy fanów i której kult trwa do dziś; czego dowodem może być recenzowana kolekcja. Czas skupić się na protagoniście Assassin’s Creed: The Ezio Collection. Ze względu, że w przedpremierowej wersji gry dostępny był wyłącznie jeden z tytułów kolekcji – Assassin’s Creed II – większość opinii w tekście odnosi się do tej odsłony.

 

 

Historia w grze poprowadzona jest dwóch okresach czasowych z dwoma spokrewnionymi bohaterami. Współcześnie – z perspektywy Desmonda Milesa – przyjdzie nam poznać teraźniejszą strukturę zakonu, natomiast w przeszłości – Włochy na przełomie XV i XVI wieku – będziemy śledzić początki i rozwój kariery Ezio Auditore da Firecne. Swojego rodzaju podróż w czasie odbywa się za pomocą Animusa; specjalnego urządzenia, pozwalającego na odtwarzanie wydarzeń przodków zapisanych w pamięci genetycznej. Rzecz niezmienna w całej serii.

 

 

Trudno nie polubić Ezio Auditore da Firence. Charyzmatyczny, nie daje sobie w kaszę dmuchać, a jeszcze od czasu do czasu rzuci żartem. Dzięki tym zabiegom przez pierwszą godzinę gry bohater bardzo łatwo wzbudza do siebie sympatię. Nie tylko wśród postaci na ekranie, ale również u samego gracza. Szczęście i sielanka są chwilami ulotnymi, o czym na własnej skórze przekonuje się sam bohater, gdy jego męska część rodziny zostaje powieszona podczas publicznej egzekucji. W tym momencie decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce i rozliczyć z oprawcami, którymi okazują oczywiście sami Templariusze.

 

Dzięki temu zabiegowi widzimy, jak protagonista przeradza się w mściciela, realizującego za wszelką cenę swój cel. Odbiorca bez problemu rozumie motywacje bohatera. Pojawia się jednak pytanie: czy jego sposób działania jest słuszny? Gdyby Joker przyglądał się życiu Ezio, pewnie potraktowałby go jako przykład potwierdzający swoją teorię o jednym dniu, przez który dobry człowiek wkracza na ścieżkę występku. Okazuje się jednak, że Ezio bliżej w pewnej kwestii do Batmana niż samozwańczego króla chaosu.

 

 

Bastardo!

 

Pierwszego podobieństwa do Mrocznego Rycerza doszukać się można w sposobie poruszania się Ezio. Mimo upływu trzynastu lat (!) od premiery Assassin’s Creed II, gra w dalszym ciągu zapewnia masę przyjemności podczas swobodnego biegania po lokacjach. Parkour i skoki wiary do siana nadają lekkości w poruszaniu i wykonywaniu w miarę powtarzalnych czynności. Na pochwałę zasługują wiernie odwzorowane charakterystyczne miejsca, zwiedzanych włoskich miast i Konstantynopola. Piękna Florencja, wodna Wenecja oraz Rzym potrafią nasycić wygłodniałe oko, ale… W grze widoczne są ślady po zębie czasu, który dosyć mocno ją pokąsał. Podczas rozgrywki wyraźnie czuć, że mamy do czynienia z produkcją starszą, stawiającą pierwsze kroki w gatunku gier z otartym światem. Jednak kolejne części serii przybliżają nas do bardziej współczesnego stylu gry, wprowadzając kolejne nowości. Brotherhood pozwala na eksplorację miasta konno, a Revelations dodaje wspinaczkę z wykorzystaniem haka oraz szybki zjazd po linie.

 

 

Lekki powiew smrodku wilgotnej i opuszczonej piwnicy można odczuć również podczas walki. Pojedynki w The Ezio Collection oparte są na rozwiniętej koncepcji z pierwszej części Assassin’s Creedsparuj cios w odpowiednim momencie. Tak jak późniejsze odsłony serii coraz bardziej upodabniały się stylem do Batman: Arkham Series, tak „seria Ezio” próbowała opracować autorski sposób pojedynkowania. W grze dostępny jest szeroki arsenał: od długiej i krótkiej broni białej po charakterystyczne ukryte ostrza oraz broń dystansową. Niestety, mimo bogatego wyposażenia, w praktyce walka sprowadza się do namiętnego wciskania przycisku ataku lub celnego kontrowania ciosów oponentów. Dopiero Brotherhood wprowadza do walki system serii zabójstw, który pozwala Ezio na zabijanie przeciwników jednym ciosem, po uprzednim pomyślnym sparowaniu ataku. Wydaje się on jednak przesadzony, bo czyni z zakapturzonego protagonisty istną „maszynę śmierci”.

 

 

Leonardo!

 

I „maszyna” nie jest tu określeniem nad wyraz. Ezio bowiem spotyka popularnego konstruktora, malarza, rzeźbiarza, no… istnego człowieka renesansu – Leonarda Da Vinci. To on, niczym Q w Bondzie, przygotowuje i modernizuje nieco archaiczny sprzęt asasynów, dostosowując go do renesansowych standardów. Dzięki takim zabiegom pan Auditore nabywa podwójne ukryte ostrze, które od drugiej części serii stało się jej standardem. Kilka razy przyjdzie nam również sprawdzić prototypowe wynalazki Leonarda, jak maszyna latająca oraz czołg. Jednak poza swoją stroną geniusza, Leonardo jest jedną z bardziej charakterystycznych i lepiej napisanych postaci, która pozostaje w pamięci na długo po obejrzeniu napisów końcowych.

 

 

A jak o ulepszeniach mowa, to obecny w grze element RPG pozwala na modyfikowanie ekwipunku bohatera. Nowe ubrania oraz broń nie tylko wspomogą Ezio na polu walki, ale również przyozdobią jego toskańską willę – Monteriggioni. Zdobyte pieniądze przeznaczyć będzie można na remont nieco zapuszczonego zameczku, a wszystko po to, by przyciągnąć do miejsca zainteresowanych turystów, chętnych do sypnięcia groszem. Element ekonomii w grze nie jest może specjalnie rozwinięty, ale stanowi interesujące urozmaicenie czasu między kolejnymi zabójstwami Templariuszy.

 

Assassino!

 

Twórcy zadbali o to, by gracz się nie nudził. Zadań pobocznych jest mnóstwo, ale niestety większość z nich jest wariacją na temat zbierania rozsianych po całej planszy przedmiotów. Słynne pióra, punkty obserwacyjne, karty kodeksu oraz pieczęcie do zdobycia zbroi niestety na dłuższą metę potrafią zmęczyć. Spośród wszystkich aktywności zdecydowanie należy wyróżnić eksplorowanie grobowców asasynów w drugiej części. Lokacje te stanowią głównie platformowe wyzwanie, a znajdujący się na końcu skarb – pieczęć – jest należytą formą nagrody; poza tym w grobowcach czuć ducha Prince of Persia, którego duchowym spadkobiercą jest właśnie Assassin’s Creed.

 

 

Wprowadzony w Brotherhood element zarządzania zakonem wprowadza sporo nowości do serii. Od tej gry możliwe jest rekrutowanie nowych zabójców oraz wysyłanie ich na specjalne misje. Jest to jeden ze sposobów na pozyskanie dodatkowych środków, surowców oraz rozwinięcie rangi zakonu. Funkcja ta obecna jest również w Revelations. W tej części zakon pełni nie tylko rolę dodatku, ale również wykorzystywany jest w specjalnej – i niestety obowiązkowej – minigrze w stylu tower defense. Ezio broni w nich zdobyte filie zakonu przed najazdem Templariuszy. Długie i bardzo wtórne bitwy niestety nie zachęcają.

 

Bene

 

Recenzowana gra jest bez wątpienia produkcją historyczną. I nie mam tu na myśli czasów, w których osadzona jest fabuła, lecz sam wiek Assassin’s Creed. Wspomniane wcześniej elementy, jak walka, rozgrywka oraz system znajdziek, zdecydowanie odstają od współczesnych standardów. W remasterze The Ezio Collection podjęto wiele starań, by odświeżyć wizualny element produkcji. Trzeba przyznać, że ogrywana wersja na Switchu zrobiła na mnie wrażenie w kilku momentach. Oczom rzucają się odświeżone tekstury o wyższej rozdzielczości, które znacząco poprawiają wygląd budynków. Efekt świeżości zapewniają również wyjątkowo podsycone kolory. Pierwotna wersja celowała raczej w stonowane barwy z nałożonym nieco szarawym filtrem, przybliżając wizualnie produkcję do renesansowych obrazów. Dodatkowo usunięto całkowicie mgłę, dzięki czemu znacznie zwiększono widoczność. Synchronizacja mapy na punktach widokowych pozwoli na podziwianie pięknych i bezchmurnych włoskich widoków…

 

 

…nieco rozpikselowanych widoków. Gra wykorzystuje dynamiczne skalowanie rozdzielczości, by utrzymać stabilną częstotliwość odświeżania obrazu na poziomie 30 FPS. Niestety przez brak antyaliasingu częstym widokiem będą poszarpane krawędzie modeli postaci oraz budynków. Gra wyświetlana jest w rozdzielczości 720p w przypadku zadokowanego i mobilnego grania, co udało mi się wywnioskować na podstawie zrzutów ekranu. Tak jak w trybie przenośnym niższa rozdzielczość jest dobrze maskowana, tak na większym ekranie niestety wyłapać można liczne artefakty. Bez względu na to, czy mobilnie, czy stacjonarnie, nic nie jest w stanie ukryć pokracznych twarzy postaci otoczenia. Element ten wyglądał zdecydowanie lepiej w oryginalnej wersji.

 

 

Poza udogodnieniami graficznymi podjęto próbę wykorzystania bajerów oferowanych przez Nintendo Switch. Gra więc wspiera opcję HD Rumble (co w czasach kontrolera DualSense nie jest szalonym „feature’em”) oraz panel dotykowy konsoli; pomocny przy przewijaniu mapki. Jednak do największych zalet kolekcji zdecydowanie należy jej dodatkowa zawartość. W skład The Ezio Collection wchodzą trzy części gry: Assassin’s Creed II, Brotherhood oraz Revelations, jak i rozpoczynający serię miniserial Assassin’s Creed: Lineage, a także animacja wieńcząca historię Ezio – Assassin’s Creed: Embers; produkcje dostępne są w polskiej wersji językowej (napisy). Brak trybu wieloosobowego w Broterhood oraz Revelations rekompensowany jest wszystkimi fabularnymi DLC. Niestety cała kolekcja nie mieści się na karcie z grą, dlatego zmuszeni jesteśmy do pobrania z eShopu dodatkowych 26 GB danych.

 

 

Musica!

 

Tak jak warstwa wizualna gry została dostosowana do współczesnych standardów, tak w przypadku udźwiękowienia zabieg ten nie był konieczny. Ścieżka dźwiękowa nie zestarzała się ani trochę, o czym mogą poświadczyć statystyki na YouTube oraz Spotify pod każdym z utworów. Jeżeli nie słyszeliście jeszcze motywu Ezio’s Family, to szybko nadrabiajcie zaległości.  The Ezio Collection pochwalić się może również bardzo dobrym voice actingiem. Desmondowi głosu użyczył rozpoznawalny w grach Nolan North, a w Lucy wcieliła się aktorka Kristen Bell, znana między innymi z serialu Dobre miejsce.

 

 

Requiescat in pace

 

Mimo że produkcja liczy już sporo lat, elementem, który przetrwał próbę czasu jest wątek fabularny Ezio Auditore da Firence. Fabuła w grze opowiadana jest przez bohatera, dzięki czemu poznajemy świat razem z nim. Ezio rozbudza sympatię do siebie głównie przez swój charakter. Relacja gracz–postać nie jest budowana wyłącznie na empatii wobec śmierci części rodziny, dzięki czemu odbiorca z chęcią eksploruje podłoże psychologiczne bohatera.

 

 

I to nie byle kogo. Trudno jest nazwać „bohaterem” osobę, która morduje z częstotliwością godną klatkaża gry. Odnoszę jednak wrażenie, że poza dobrą stroną Ezio – troskliwy, zabawny i oddany idei – wielu pokochało go właśnie za jego mroczną, zabójczą połowę. Jest coś pociągającego w łamaniu zasad. Nie bez powodu wielu historycznych zabójców obrasta pewnego rodzaju kultem. Dr Scott Bonn wnioskuje, że głównym winnym w wzbudzaniu fascynacji przestępcami są media. One odpowiedzialne są w dużej mierze za mieszanie faktów z fikcją, by podkolorować opowiadane wydarzenia. Dodatkowo badacz sugeruje, że zamiłowanie do seryjnych zabójców wynika z ich braku jednoznacznej motywacji oraz modelu działania – każdy jest potencjalną ofiarą, w tym możesz być i ty. Śledzenie takich historii spełnia więc pewne dziecięce zamiłowanie do strachu i opowieści grozy.

 

Sic semper Interfectores!

 

„Useless” – „bezcelowe”, powiedział Booth w chwili swojej śmierci, który dwanaście dni wcześniej krzyknął: „Tak kończą tyrani!”. Cóż… Mówienie o tym, jak skończył, nie jest przedmiotem tej recenzji, którą zresztą również wypadałoby kończyć. Ezio rozstawał się ze swoimi ofiarami, mówiąc: „Requiescat in pace”. Odnoszę wrażenie, że sam Ezio już nigdy nie zazna spokoju. Pozostał w pamięci wielu fanów, a ta, jak recenzowana dzisiaj kolekcja Assassin’s Creed: The Ezio Collection, pewnie przedłuży kult legendarnego zabójcy. Dobry kąsek dla niezaznajomionych oraz potężna dawka nostalgii, przypominająca prawdziwą podróż po wspomnieniach bez Animusa. Zanim jednak zdecydujecie się na podróż po renesansowej Florencji, zastanówcie się dwa razy, czy koszt rzędu 220 zł jest opłacalny. Moim zdaniem wydawanie tylu pieniędzy na nostalgiczną jazdę jest zwyczajnie „bezcelowe”.

 

Cena w eShopie: 219,90 zł

 

Podziękowania dla Ubisoft za dostarczenie gry do recenzji.

 

Bibliografia

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/John_Wilkes_Booth

http://eskify.com/10–famous–assassins–who–changed–the–world/

https://www.youtube.com/watch?v=OJYMt5VHZ60

https://www.psychologytoday.com/us/blog/wicked–deeds/201710/what–drives–our–curious–fascination–serial–killers

 

 


Podsumowanie

Zalety

  • + wciągająca fabuła
  • + interesująco napisani bohaterowie
  • + udźwiękowienie
  • + odświeżone tekstury
  • + DLC i filmy w zestawie

Wady

  • - pokraczne twarze postaci otoczenia
  • - konieczność pobierania gier z eShopu
  • - cena

8

Wyświetleń: 4510

Redaktor

Mikołaj "SynKury" Stryczyński

Legenda głosi, że wykluł się z jaja i od tego czasu pałęta się po świecie, ucząc się języka ludzi. Ze względu na dosyć ubogi system porozumiewania się homo sapiens, preferuje synergiczne doznania komunikacyjne, płynące z gier wideo. Poza tym studiuje, pisze scenariusze, kocha filmy i inne czynności będące czystą synekurą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *