RecenzjeRecenzja
RecenzjeArtykuł

Powrót do chińskiego imperium – recenzja Dynasty Warriors 9: Empires

Serię Dynasty Warriors można śmiało określić tasiemcem, ponieważ od czasu…

17 lutego 2022

Serię Dynasty Warriors można śmiało określić tasiemcem, ponieważ od czasu premiery na konsoli PlayStation w 1997 roku ukazało się około 30 odsłon, zarówno tych głównych, jak i pobocznych. W przypadku Dynasty Warriors 9: Empires również mamy do czynienia z pewnego rodzaju wariacją na temat głównej części, która światło dzienne ujrzała w 2018 roku na platformy PS4, XOne oraz PC. Z drugiej strony tytuł może być nieco mylący, ponieważ w rzeczywistości otrzymujemy zupełnie nową grę, do produkcji której użyto jedynie pewnych elementów poprzednika. Jak sprawuje się najnowsze dzieło Koei Tecmo? Czy nadal jest to dobra produkcja, czy może twórcom zdarzyło się przekombinować lub stracić pomysły?

 

Słowem wstępu

 

Dynasty Warriors jest przedstawicielem specyficznego gatunku, który nosi nazwę musou. Celem tego typu gier jest przede wszystkim to, że wcielamy się w jednego bohatera, który biega po otwartym obszarze – zwykle z bronią białą w dłoni – i dziesiątkuje setki, a nawet tysiące przeciwników. Tak jak pierwsza część z 1997 roku była bardziej zbliżona do gier z serii Tekken, tak już kolejne odsłony są typowymi przedstawicielami wspomnianego gatunku. Ale tak właściwie czemu nie nazwać go po prostu hack&slash, jak przystało na grę akcji, w której protagonista uzbrojony w miecz musi mierzyć się ze zbirami, którzy dzięki swojej liczebności śmiało mogliby stworzyć armię? Otóż różnic jest kilka.

 

 

Przede wszystkim, mówiąc o gatunku hack&slash, zwykle mamy na myśli takie serie jak Diablo czy Torchlight. W przypadku musou mamy do czynienia z konkretnym systemem walki, który bardziej może przypominać Devil May Cry. Dostajemy również do dyspozycji umiejętności odpalane po zdziesiątkowaniu odpowiedniej liczby wrogów, a także combosy. Cechą charakterystyczną jest również skrajnie niesymetryczny układ sił, mianowicie zwykły przeciwnik praktycznie nie jest w stanie zrobić nam żadnej krzywdy. O ile w ogóle zaatakuje, to są to ataki bardzo słabe i niegroźne. Jednakże w znacznej części przedstawicieli tego gatunku „szeregowi” po prostu biegają po polu walki lub czekają bezczynnie na śmierć. Większym zagrożeniem są natomiast bossowie lub generałowie, chociaż nawet w ich przypadku nie można mówić o jakimś wyśrubowanym poziomie trudności. Oczywiście będą nas atakować, czasem użyją jakichś specjalnych umiejętności, jednak pokonanie ich nie sprawia szczególnych problemów.

 

Tło historyczne

 

Tak jak w przypadku poprzednich części, scenariusz oraz postacie zostały zainspirowane w sposób swobodny wydarzeniami historycznymi. W tym przypadku głównym źródłem informacji okazała się być książka „Opowieść o trzech królestwach”, która opowiada o wojnie domowej, jaka miała miejsce na obszarze dzisiejszych Chin w II i III wieku naszej ery. Tym samym etapem historycznym zajmowano się w Dynasty Warriors 9 z 2018 roku, chociaż nowa odsłona nie jest jej rozszerzeniem. Składa się z nowych wydarzeń, map oraz postaci.

 

 

Oprawa graficzna

 

Grafika nawet na dobrej klasy PC lub konsolach nowej generacji nie przedstawia jakiegoś wysokiego poziomu. Nie mamy tu do czynienia z żadnym skokiem jakościowym, którego oczekiwalibyśmy po premierze PlayStation 5 oraz Xbox Series X/S. Na Switchu natomiast prezentuje się bardzo przeciętnie, nawet jak na możliwości tej konsoli. Dosyć wyraźnie widać, że jest to po prostu port z mocniejszych sprzętów. Tak, jakby twórcy chcieli zachować szczegółowość elementów charakterystyczną dla wspomnianych platform, a w konsekwencji całość wyszła rozmyta. Grając, miałem wrażenie, że recenzowane na łamach NintendoSwitch.pl Samurai Warriors 5 prezentowało się jakoś korzystniej, pomimo niższej jakości tekstur.

 

 

Nie mówię oczywiście, że grafika została skopana po całości, ponieważ można zauważyć jej mocne strony. Moją uwagę przykuły między innymi stroje głównych bohaterów, na których wzory prezentowały się bardzo ładnie. Z drugiej strony wydajność została całkowicie skopana, ponieważ tytuł rzadko kiedy osiąga pełne 30 klatek na sekundę. Przez znaczną część gry jest to około 20 klatek. Dobrze, że w przeciwieństwie do Dynasty Warriors 9 twórcy nie zdecydowali się na zaimplementowanie podzielonego ekranu, ponieważ wtedy już w ogóle mielibyśmy do czynienia z pokazem slajdów. A jak wiadomo, w tego typu grach płynność jest bardzo ważna.

 

Walki – tradycyjnie dla serii – są widowiskowe, zwłaszcza w przypadku zastosowania specjalnych umiejętności. W przypadku Switcha traci to jednak znaczenie w obliczu niskiej płynności. Gdyby było to przynajmniej stabilne 30 klatek na sekundę, wtedy pewne niedociągnięcia graficzne nie byłyby aż tak istotne.

 

Elementy strategiczne i otwarty świat

 

 

Już w Dynasty Warriors 9, w przeciwieństwie do poprzednich części, zastosowano w pełni otwarty świat, który swoim zasięgiem miał obejmować cały obszar ówczesnego Państwa Środka. Pojawiły się więc różnorodne miasta oraz zróżnicowana topografia. Podseria Empires stawia jednak w większym stopniu na elementy strategiczne. Z tego powodu już na samym początku mamy możliwość dostosowania odpowiedniej taktyki. Możemy atakować sąsiednie obszary lub czekać, aż to my zostaniemy zaatakowani.

 

Można wybrać sposób prowadzonej polityki oraz rozmieścić wojska w poszczególnych miejscach mapy. Jednakże wówczas walki będą toczone niezależnie od siebie. Poza standardowymi bitwami pojawią się również oblężenia, jednakże w tym przypadku po prostu będziemy mieli dodatkowo do dyspozycji maszyny oblężnicze. Jest też możliwość rekrutacji nowych oficerów, co w konsekwencji pomaga nam nieco odciążyć głównego bohatera. Jest to ważne szczególnie w sytuacjach, kiedy bossowie są wyraźnie silniejsi od nas.

 

 

Widać, że Koei Tecmo starało się bardzo przyłożyć do strony strategicznej tej produkcji, jednakże w efekcie wyszło dosyć chaotycznie. Chociaż opcji jest sporo, to jednak miałem wrażenie, że działam nieco w sposób przypadkowy.

 

Średnie musou

 

Już Dynasty Warriors 9 było dosyć słabo oceniane przez fanów z powodu pewnych zmian względem poprzedników. Mowa tu między innymi o otwartym świecie z niewidzialnymi ścianami, który nie okazał się zbyt dobrym rozwiązaniem. I chociaż mogłoby się wydawać, że w Empires twórcy będą chcieli poprawić niedociągnięcia poprzedniczki, to okazało się, że problemy tylko się namnożyły. Dodano wiele opcji, które w rzeczywistości nie mają zbyt wielkiego wpływu na przebieg gry. Słabą stroną produkcji jest również grafika i optymalizacja. Granie w tak dynamiczny tytuł w 20 klatkach na sekundę nie należy do przyjemności. Przy tej cenie można by się spodziewać dużo wyższej jakości wykonania.

 

 

Cena w eShopie: 280 zł

Podziękowania dla Koei Tecmo za dostarczenie gry do recenzji.

 


Podsumowanie

Zalety

  • + wiele nowych opcji rozgrywki
  • + bazowanie na historycznych wydarzeniach

Wady

  • - słaba grafika
  • - słaba optymalizacja
  • - błędy techniczne
  • - chaos panujący w opcjach dotyczących strategii

6

Wyświetleń: 1789

Redaktor

Paweł Sępioł

Wyznawca Eris z utęsknieniem czekający na powrót Wielkich Przedwiecznych. Na nowo odkrył miłość do Nintendo, chociaż od wielu lat romansuje jeszcze z PlayStation. Fan planszówek, horroru w każdej formie oraz zombie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *